niedziela, 27 lutego 2011

„Ostatnie miejsce” Laura Lippman

Wydawnictwo Amber, Warszawa 2009

„Prawdziwe szczęście to mieć szczęście, a nie rozum.”

       Oj, bida z nędzą! Przebrnięcie przez tę książkę było jak droga przez mękę. Jakiś czas temu czytałam dziełko tej autorki, które, choć nie było rewelacyjne, miało w sobie „coś”. W „To, co ukryte” zaciekawił mnie pomysł: porwane niemowlę, dziewczynki-morderczynie, ich portrety psychologiczne i dociekanie, jak do tego doszło. „Ostatnie miejsce” znalazłam w antykwariacie, kosztowało parę zł, więc sobie powiedziałam, a co tam, jakiś kryminał od czasu do czasu nie zaszkodzi. Zaszkodził. A to miała być lektura łatwa, lekka i przyjemna.
       Po cholerę piszą wszystko na ostatniej stornie? Nie zostawili czytelnikowi nic do odkrycia. Nie dość, że czuć miernotę od pierwszej strony, to na dokładkę nic nas nie czeka. Żadnego zaskoczenia, kombinowania, analizowania. Mamy kilka nierozwiązanych spraw o morderstwo i panią prywatną detektyw, która łączy je z jednym sprawcą, by ostatecznie stać się jego ofiarą. Nie ma nic ponad to, co zdradza wydawca. Całość można by sklecić do kilkudziesięciu stron, a nie ok. 350. Litości! Pierwsza setka to nic nie wnoszące pierdoły, zapychacz. Reszta – nudy na pudy. Dopiero po 200 stronie coś zaczyna się dziać.
       Nie wiem, czy jestem zbyt wymagająca, czy po prostu nie jest to książka dla mnie. Cały czas miałam wrażenie, że oglądam jakiś sensacyjny, kiepski, typowo amerykański film. Nie kupować byłe czego za grosze!!! Cóż z tego, że mój portfel nie uszczuplał, skoro straciłam bezcenny czas :/

A na koniec dla osłody moje kochane miziaki. Dzień Kota przegapiłam, więc chwalę się teraz, a co! :D

Biegniesz po schodach lat – ku drzwiom,
Szukając gorączkowo kluczy...
Mruczenie kota to jest dom
Bo zawsze kot o domu mruczy.

16 komentarzy:

  1. Ja też nie lubię tego poczucia straconego czasu przy kiepskiej książce, a mam taką przypadłość, że jak zaczęłam, to choćby nie wiem co, to muszę skończyć, żeby ocenić ją z czystym sumieniem.
    Sądząc po tytule i okładce śmiem twierdzić, że też bym się skusiła na jej zakup, tym bardziej, że za kilka zł, ale dzięki za ostrzeżenie ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Maya, cieszę się, że mogłam przestrzec. :) Najlepsze jest to, że piszą na okładce o autorce w samych superlatywach, jakie to nagrody dostała, ilu ma czytelników... Ściema, nic więcej.
    Niestety mam tę samą przypadłość, nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek nie doczytała jakiejś książki. A nie jedną rzucałam w kąt. :/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co prawda na okładce można przeczytać "Kryminał z klasą", ale chyba zaufam twojej opinii... Zresztą jeśli kryminał to tylko Christie ;)
    (piękne kociska!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki, Femme :)
    Masz rację, jeżeli sięgać po kryminał, to tylko po klasykę lub coś szczególnie polecanego. Lepiej nie eksperymentować.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne kociaki!

    Mam właśnie 'To, co ukryte' i zaczęłam wiele lat temu czytać, ale nie dokończyłam. Może wrócę, a potem spróbuję sięgnąć i po 'Ostatnie miejsce', unikając jednak opisów wszelakich ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję :)
    Może nie warto wracać do "To, co ukryte"? Skoro już raz znudziła Cię ta książka, może i tym razem stracisz niepotrzebnie czas. Nie jest najgorsza, ale "Ostatnie miejsce" odradzam na pewno.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Skoro jest tak kiepska, to raczej nie sięgnę. Szkoda czasu

    OdpowiedzUsuń
  8. W zupełności wystarczy, że ja straciłam czas. Musi czasami ktoś z nas się przejechać, by inni nie popełnili tego samego błędu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj :) Cudne maleństwa, aż chce się przytulić i ucałować. Kiedy zabraknie któregoś dnia mojego Faksa, sprawię sobie trzy kicie. Białą, Czarną i Rudą. Co do książki... Uff, dzięki za ostrzeżenie. Wpaść w taki deseń, nie moje rewiry.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O tak, stworzone do przytulania, a przy tym bardzo mądre. Nie wiem, jak inne koty, ale moje odczuwają nasze emocje, tak jak psy.
    Tylko nie mów tego głośno, bo Faks się obrazi, jak się dowie, że się na koty przerzucisz. Oby żył jak najdłużej. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Eeee tam... On to doskonale wie. To szatan, nie pies. Kiedy doprowadza mnie do białej gorączki, zawsze mu się odgrażam, on mi odpyskowuje i tak się drzemy na siebie jak bure kociska X,D Potem bolą nas gardła, więc razem lecimy do kranu po łyk wody. I tak bez końca. Koty sprawię sobie z lenistwa. Pies wymaga więcej troski, a ze mnie straszliwy domator :( Chociaż niczego nie przesądzam, ja zmieniam zdanie średnio pięć razy dziennie XD

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Faktycznie szatan w psiej skórze. :D
    Koty są jak najbardziej dla domatorów, nie trzeba wyłazić na dwór, gdy zimno i pada, ale wyobraź sobie, ile z nich kłaków, ile sprzątania. To jest masakra! :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz, ja przeciwko kłakom nic nie mam. Mój pies to istny puchacz, zimą w ogóle go nie obcinamy, przypomina barana. A druga rzecz, im więcej kłaków na mnie, tym cieplej, niczego tak nie pragnę, jak ciepła X,DDDDD Przydałby się koci-szal! ;]

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. To ja pozbieram kłaki z ciuchów, podłogi, łóżek, powierzchni wszelakich, zbiorę do kupy, czymś posklejam i Ci wyślę. Będziesz miała koci szal. Jak Faksa ostrzyżecie na wiosnę, doczepisz i na zimę jak znalazł. :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak też można X,DD

    Zdróweczko :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.