środa, 13 lipca 2011

„Pożegnanie z Afryką” Karen Blixen

Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA

       Wiele miesięcy temu na którymś z blogów przeczytałam recenzję "Pożegnania z Afryką", której autorka wypowiadała się tak pochlebnie o książce, że nie mogłam o niej zapomnieć. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że taka książka została w ogóle napisana. Ekranizację oczywiście kojarzyłam, ale - o dziwo! - do tej pory nie miałam okazji jej zobaczyć. I dobrze się złożyło. Właściwa kolejność została zachowana.
       „Pożegnanie z Afryką” - ten wymowny tytuł podziałał na mnie od samego początku. Ja już z pierwszym zdaniem chciałam płakać. Dobrze wiedziałam, co mnie czeka. Moja wyobraźnia popłynęła tak daleko do przodu, że nie mogłam wyzbyć się przytłaczającej wartości utraty. Nad wyraz empatycznie i łapczywie chłonęłam emocje autorki, jej przygody i perypetie. Imponowała mi swoją odwagą, zaradnością, przedsiębiorczością i chęcią pomocy innym. Pokochałam ją tak, jak Afryka i jej mieszkańcy, o których Karen Blixen pisze niezwykle barwnie, ciekawie, i z szacunkiem. Nawet ktoś, kto nie jest zafascynowany Czarnym Lądem może zostać oczarowany jego kulturą, a także florą i fauną, bo w tej magicznej książce lwy, kameleony, antylopy, góry i drzewa są równie ważnymi bohaterami, co ludzie.        To właśnie krajobrazy i przepiękne widoki w filmie można uznać za idealne dopełnienie książki. No, może jeszcze ujmującą muzykę. Jedno i drugie należy traktować jak odrębne byty. Rzecz jasna, w iście hollywoodzki sposób wyeksponowano romans, którego w książce po prostu nie ma. I całe szczęście, gdyż tego bym nie zniosła. Karen Blixen niesłychanie dyskretnie przedstawia swą znajomość z filmowym amantem. Ciężko jest się domyślić, że łączyło ich coś więcej niż wielka i wyjątkowa przyjaźń. Aczkolwiek, brawa dla Meryl Streep i Roberta Redforda. Zresztą pal sześć film. Książka jest znakomita. :)

PS Na koniec zdjęcie z filmu, które mnie tak rozczuliło, że musiałam je tu zamieścić, by poprawiać sobie humor od czasu do czasu. Urocza sówka. Przypomina mi moją kotkę. A jak stoi na tych swoich nóżkach...kochana. :)

14 komentarzy:

  1. Książkę z pewnością muszę przeczytać jeszcze raz, ponieważ moje pierwsze spotkanie z tą lekturą nie było zachwycające. Winę zrzucam na film, który niestety obejrzałam jako pierwszy. Może to właśnie on zepsuł cały efekt? Mimo to, dam jej jeszcze jedną szansę, bo minęło już ładnych parę lat:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie bym przeczytała...


    PS. O co chodzi z tym kotem?! :DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Film dobry, ale książka - o niebo lepsza. Czytałam i rozczulałam się, jak Ty. W jakiś niesamowity, głęboki sposób - wyciszała i wzruszała ta lektura. Choć czytałam ją długo - wspominam miło. Arcydzieło.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasandro,
    spróbuj jeszcze raz, koniecznie. Jestem pewna, że książka Cię nie zachwyciła właśnie przez film. Jest po prostu inny, więc książka Cię zawiodła. A szkoda, bo nie taka powinna być kolejność. Mnie oczywiście bardziej przypadła do gustu oryginalna historia, czyli książka. Z filmu zapamiętałam tylko to, co mi pasowało jako upiększenie wrażeń po lekturze. Śmiem jednak wątpić, by przypadł mi do gustu, gdyby był w pierwszej kolejności. Pozdrawiam i mam nadzieję, że kiedyś zobaczę u Ciebie recenzję "Pożegnania...". :)

    Domi,
    zachęcam. :)
    Mniemam, że nie masz kota? Niektóre koty mają to do siebie, że przypominają sowy. Mam na myśli głównie wielkie oczy. Wyglądają tak, jakby cały czas były zdziwione lub przestraszone. Przynajmniej tak zawsze bywało z moimi kotkami. :) Zachęcam do obserwacji. :D
    Specjalnie dla Ciebie:
    http://www.youtube.com/watch?v=sUqk5hZOUqg

    Oleńka,
    masz rację, książka o niebo lepsza. Ja również czytałam długo, ale przede wszystkim dlatego, że nie chciałam, by się skończyła. Rozmarzyłam się przy niej, piękny stan. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem mega zaskoczona.
    Bałam się lektury ,, Pożegnanie z Afryką,, gdyż spodziewałam się sztampowego romansu ubranego w piękną kreację przyrody, a na jej tle pokazanych bohaterów.
    Z twojej recenzji wnioskuję jednak,że znajdowałam się w ogromnym błędzie.
    Teraz zdecydowanie mam ochotę sięgnąć po książkę, a później po film.
    Sowy uwielbiam, zresztą w tym samym stopniu co koty :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pochlebię sobie, droga Agatoris , że to moja recenzja napisana kilka miesięcy temu zainteresowała Cię :-). Wiem, wiem - może to i nie prawda, ale zawsze miło jest coś takiego pomyśleć ;)

    "Pożegnanie z Afryką" jest książką niezwykłą. Na mnie, o czym pisałam szczególne wrażenie zrobiła ta cisza, ten spokój afrykańskiej ziemi. Wrażenie niesamowite ile autorce udało się przekazać za pomocą słów.
    Co do filmu - nie zachwycił mnie i podobał mi się dużo mniej niż wersja literacka. To prawda - wątek romansowy został tam mocno rozbudowany, a inne elementy zostały zupełnie pominięte.
    Niemniej jednak - nie jest zły.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedronko, cieszę się bardzo, że dzięki mnie nie tkwisz już w błędzie. :D Dla takich słów warto pisać recenzje. Możesz się spodziewać interesujących perypetii wyjątkowej kobiety na tle pięknej przyrody, bez umizgów oraz sercowych wzlotów i upadków. Naprawdę warto!

    OdpowiedzUsuń
  8. Elino, a więc to Twoja sprawka! :D
    Cały czas chodziłaś mi po głowie, ale czasu zabrakło na szperanie po blogach dla pewności. Zatem pochlebiam Ci i dziękuję, że mnie zachęciłaś.
    No, nie jest aż taki zły ten film, jednak przy książce wypada lekko blado. Dokładnie tak, jak piszesz, pewne elementy zostały pominięte, np. niektóre afrykańskie zwyczaje, a szkoda, bo to bardzo ciekawe wątki. Wiele dzięki nim dowiedziałam się o Afryce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ja podobnie jak Kasandra - jakoś nie zachłysnęłam się książką. Raczej na kolana nie powaliła. Jednak Twoja recenzja bardzo zachęcająca i zaczęłam rozważać, czy by do lektury nie wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Orchisss, ja oczywiście polecam, aczkolwiek rozumiem, że nie każdemu może "Pożegnanie" przypaść do gustu. To, że podobają się nam takie, a nie inne książki, zależy od wielu czynników. Do niektórych podchodzimy osobiście, widzimy w nich swoje marzenia lub problemy, utożsamiamy się z bohaterami, czujemy je po prostu. Tak było w moim przypadku. Ty tego nie poczułaś, więc może nic na siłę? Niemniej zachęcam. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To przepiękna książka, pomimo że melodramat. Zazwyczaj omijam ten przedział literacki szerokim kołem, ale ta książka, ze względu na walor biograficzny autorki, wart jest wszelkich pochwał. Zgadzam się, że zawsze należy zaczynać od pierwowzoru, ale w tym wypadku, sprawdziłam na sobie, film nadaje tej opowieści takiego blasku, legendy, iż zaraz chce się sięgnąć po książkę. Meryl jak zawsze cudna, muszę znowu obejrzeć ten film... Książkę może przeczytam na jesieni, teraz za ciepło ;) Drugie skojarzenie z tą książką? To nazwa mojej ulubionej kawiarni, która zapożyczyła nazwę od powieści, ach - ileż pięknych chwil spędziłam w tym miejscu. No i dupa! Złapała mnie znowu nostalgia! :,)
    Pozdrawiam i ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Może i dupa :D ale zawsze miło powspominać piękne i wyjątkowe miejsca. :) Zwłaszcza, gdy nie można już do nich wrócić.
    Ja za to celowo nie odkładałam "Pożegnania" na jesień, bo to lato mnie nie satysfakcjonuje. Wcale nie czuję, by było za ciepło. Po ostatniej chorobie wolę już skwar niż siedzenie przy grzejniku. :/ Dlatego wsparłam się termicznie i emocjonalnie "Pożegnaniem", które już zajmuje zaszczytne miejsce w mojej biblioteczce. I tak coś czuję, że zacznę czytać jeszcze raz prędzej niż planowałam.
    Trzymaj się, Basiu, najzdrowiej jak się da. :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Chętnie przeczytam, zachęciłaś mnie swoją recenzją :)

    Pozdrawiam ! :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj, Tristezza, bardzo się cieszę i polecam. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.