wtorek, 28 grudnia 2010

„Dopóki mamy twarze” C.S. Lewis

Wydawnictwo Esprit, Kraków 2010

„W duszy śmiertelnika istnieje coś wspaniałego, bez względu na to, czy bogowie chcą o tym wiedzieć czy też nie. Albowiem chociaż cierpienie zdaje się nie mieć końca, nasza zdolność pokonywania go nie zna granic.”

       Na dworze mróz, prószy śnieg, ciemno. W ciepłym domu ja, przykryta grubym kocem, popijająca herbatę z aronią i czytająca książkę. Taką książkę jak ta. To coś, co w czytaniu kocham najbardziej. Kilkaset stron, w których zatopienie się jest jak miód dla duszy. Dzięki takim lekturom jak „Dopóki mamy twarze” my dorośli mamy szansę pozostać dziećmi na zawsze. A więc...
       Dawno, dawno temu w starożytnej, pogańskiej krainie rządził zły król. Miał trzy córki: jedna była ładna, druga brzydka, trzecia zaś tak piękna, że swym urokiem zjednywała tłumy, doprowadzając jednocześnie do gniewu lokalną boginię Ungit. Gdy na królestwo spada pasmo nieszczęść, żąda ona krwawej ofiary, której poświęcenie zakończyłoby okres niepowodzeń. Śliczna Istra (Psyche) zostaje złożona w ofierze owianej tajemnicą bestii. Jednak to nie ona jest główną bohaterką tego opowiedzianego na nowo mitu o Psyche i Kupidynie. C.S. Lewis na pierwszym planie umieścił jej siostrę, Orual; rozbudował znaną już opowieść o nowe wartości i znaczenia. Dzięki temu stworzył coś świeżego, żywego, a przede wszystkim bardzo wiarygodnego. Czułam się tak, jakby to nie było fantasy, jakby to wszystko wydarzyło się naprawdę.
       Często, czytając niektóre książki, myślę, że mają tyle interesujących postaci i wątków, iż można by spokojnie napisać na ich podstawie kolejne dzieła. I tym razem właśnie tak jest. W „Dopóki mamy twarze” to Orual ma swoje „pięć minut”, ona jest narratorem, jej osobę poznajemy najbardziej. Ale mit zawiera więcej postaci, chociażby Lis, mądry Grek, który wiele w życiu widział; oczywiście Psyche, nawet pusta Rediwal ma swój punkt widzenia.
       Nam dane jest czytać wspomnienia Orual, które odmalowują portret kobiety o dwóch twarzach. Z jednej strony Orual/Maja - troskliwa, delikatna, szpetna i samotna. Z drugiej strony Królowa - silna, odważna, charyzmatyczna, odgrodzona od swej brzydoty welonem. Ta targana wątpliwościami i emocjami kobieta poddana zostaje niejednej próbie.
       „Dopóki mamy twarze” to świetnie napisana historia o ponadczasowym rozdarciu między bezwarunkową wiarą, którą podpowiada serce i wewnętrzna potrzeba, a racjonalizmem i logiką, wszelką wiedzą, która żąda dowodów, odpowiedzi, a w ostateczności oskarża. To także książka o pięknej i czystej miłości, od której jest bardzo cienka granica do miłości zaborczej i pożerającej. Dzięki ukrytym znaczeniom tematów do refleksji jest mnóstwo. A to lubią wszystkie mole książkowe.


„Bogowie nigdy nie wysyłają nam owej zachęty do radosnego uniesienia równie ochoczo i usilnie, jak wówczas gdy szykują nam nowe udręki. Jesteśmy dla nich niczym mydlane bańki, które nadmuchują, aż urosną wielkie, zanim wbiją w nie szpilkę.”

„Czy myślisz, że marzenie nie odczuwałoby nieśmiałości, jeśli ktoś mógłby je zobaczyć na jawie?”

„Czy można odczuwać swoją szpetotę, jeśli serce napotyka taką radość.”

8 komentarzy:

  1. Piękna, mądra książka. Cudowna! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ultramaryno, masz rację. A więc, Elino, dopisz do swojej listy, naprawdę warto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio miałam w dłoni książeczkę o smutku* tegoż samego autora, ale nie miałam odwagi jej przeczytać. Jedyne czego trzeba mi teraz to dużo nadziei, szczęścia i sił. Jeśli znajdę tę książkę u siebie w bibliotece, pożyczę, bo i mnie oczarował twój opis. Wiesz, ja od dłuższego czasu planuję przeczytać wszystkie dostępne na polskim rynku książki o tematyce mitów greckich. To na nich się wychowałam i to one tak naprawdę rozbudziły we mnie zamiłowanie do fantastyki. Mam więc przed sobą Iliadę z cudownymi ilustracjami Wyspiańskiego z 1961r, Odyseję oraz wiele książek poruszających te zagadnienia i już się nie mogę doczekać, aż zacznę je czytać. Odkąd skończyłam "Miasto śniących książek" - Moersa, nie zadowalają mnie już "średnie" książki. Liczą się tylko te doskonałe, ponadczasowe, pisane w amoku, transie niejako, tobie również życzę tej umiejętności - aby przy doborze literatury, kierować się sercem. A jeśli chodzi o długie popołudnia, wieczory i noce, przy lekturze, mam tak samo jak ty. Ostatnio praktycznie nie opuszczam łóżka, nawet w nim piszę. Zrozumiałam ostatnio, że tak wielu wspaniałych książek - nie mam na myśli nowości - nie zdążyłam doczytać a życie jest tak krótkie, aby temu podołać, także muszę wytyczyć sobie konkretny plan, aby w pełni go wykorzystać, co do minuty. W końcu... Żyje się tylko raz :)

    Pozdrawiam cieplutko, przy aromacie owoców leśnych ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, ja również miałam „Smutek” w ręce, ale wybrałam „Dopóki mamy twarze”. Zima to dla mnie zbyt ciężka pora roku, by dodatkowo się dołować. Podobnie, jak Ty, potrzebuję tych trzech niezbędnych w życiu elementów. Życzę Ci ich z całego serduszka :)
    Masz bardzo ciekawy i ambitny plan. Mam nadzieję, że będziesz się z nami systematycznie dzielić refleksami o literaturze mitycznej? Zawsze mnie pociągały takie klimaty.
    Mnie również często dopada myśl, że życie jest tak krótkie, a tyle to przeczytania. Zwłaszcza, ze dopiero po studiach zaczęłam czytać regularnie. Mam ogromne braki, a ograniczenia wcale nie minęły. Dlatego umiejętność doboru lektur, o której wspominasz, bardzo by mi się przydała. Czasami natrafiam na takie gnioty, że nawet nie wspominam o nich na blogu.
    Czytałam Twój świetny post o „Mieście śniących książek”, piszesz o tej książce tak magicznie, że na pewno przeczytam, jak tylko wpadnie w moje ręce :)
    Trzymam kciuki za Twój plan!

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę mam w planach :) Bardzo jestem ciekawa jak wypadnie, ale po Twojej recenzji widzę, że mi się spodoba.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że tak będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam na półce, przeczytana już dawno, ale mam ochotę powrócić :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.