niedziela, 12 grudnia 2010

„Dzienniki gwiazdowe” Stanisław Lem

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982

       Wow!!! Oj, ja głupia, głupia! Całe życie wzbraniałam się przed science fiction rękami i nogami. Kręciłam nosem, odkładałam książki na półki, przełączałam kanał, a jak nie mogłam, to strzelałam fochy. Urazy z dzieciństwa mogą tkwić w nas długo, lecz czasem wystarczy mały, niewinny krok i zły czar pryska. :)
       Jeżeli wszystkie książki Stanisława Lema są takie, to nie wiem kiedy i jak, ale stanę na rzęsach, by je przeczytać. „Dzienniki gwiazdowe” to fantastyczna książka, w każdym tego słowa znaczeniu. Pełna akcji, przygód, niespodzianek, humoru i wieloznaczności. Lem jest geniuszem z nieprawdopodobną wyobraźnią; prekursorem, który wyprzedził swe czasy o dekady. Czymże są chociażby sterowane zewnętrznie maszyny, z ludzką świadomością i własnym życiem, jak nie matrixem?
       Na „Dzienniki gwiazdowe” składają się relacje z podróży po kosmosie oraz wspomnienia Ijona Tichego. Można by rzecz, że ten szczęściarz miał okazję widzieć w życiu wszystko. Jesteście w błędzie, jeśli myślicie, iż przyszłość jest niewiadomą. Wszystko już się kiedyś wydarzyło, no może prawie. Tichy próbował, co prawda, wiele w XXVII wieku naprawić, ale z taką bandą nieudaczników i egoistów popełniono karygodne błędy. A może ciągle ktoś zmienia historię? Może już dziś naukowcy przenoszą się w czasie na chronocyklach? Dzięki dziennikom Tichego wiemy, że już w średniowieczu dla zabawy latały na nich bezwstydnice z XXVII wieku. Czarownice oczywiście :) Leonardo Da Vinci tak naprawdę jest zesłańcem, którego wynalazki to żałosne i nieudolne próby powrotu do swojego czasu. Wiadomo też, kto odpowiada za nasze gołe pośladki, o wyborze i wyglądzie miejsc miłości nie wspominając. Czysty sabotaż. Dlaczego wyginęły dinozaury? Dlaczego Żydzi myślą, że są narodem wybranym? Kto wymyślił monoteizm i po co?
       Ijon Tichy przemierza galaktyki, swobodnie odwiedzając planetę po planecie i poznając obce cywilizacje. Jedne są przyjazne, inne mniej. Nasz bohater co rusz wpada w tarapaty, z których zawsze wychodzi cało, zdrowo i mądrze. Poznajemy np. wielobarwne osobniki, które świecąc okazują emocje, kolejne chcą za wszelką cenę żyć pod wodą, inne osiągnęły wiedzę i technologię zdolną do nieograniczonej manipulacji genami. O zgrozo! Sterowana ewolucja dotarła również do sfery seksualnej.

„.. dawne uciechy żołądka czy płci to głupie dłubanie w nosie w porównaniu z rypceniem i chędaniem; w mózgi wprawiano, oczywiście, ośrodki ekstatycznego doznania, zaprogramowane specjalnie przez inżynierów dróg nerwowych, przy czym urządzono je piętrowo. Tak powstał popęd chędańczy i rypceniowy (...) można było chędać i rypcić na zmianę lub jednocześnie, solo, w duetach, triadach, a potem, po dosztukowaniu cucanek, także w grupach kilkudziesięcioosobowych.”












       Każdy rozdział czyta się z niegasnącym zaciekawianiem, każdy z nich może posłużyć do wielogodzinnych dyskusji, zmusza do myślenia. Bowiem „Dzienniki gwiazdowe” wypełnione są licznymi aluzjami do historii, filozofii, polityki, ludzkości jako takiej, z której autor się naigrywa. Rozważa również kwestię Boga, religii i wiary. Może nawet ironizuje i wykpiwa, np. misjonarstwo. Ale jest tez przerażony wizją nieśmiertelnej duszy, którą nakreśla jako istny koszmar. Pustka, nicość, bezradność na zawsze.
       Nie mogę powstrzymać się przed przytoczeniem jednego z najbardziej interesujących fragmentów.

„Tysiąc lat temu Kościół nasz bronił macierzyństwa, a wiedza zlikwidowała pojęcie matki, najpierw rozcinając akt macierzyństwa na dwoje, potem wynosząc je z ciała na zewnątrz, potem dokonując syntezy zarodka, tak że po trzech wiekach obrona straciła wszelki sens; musiał tedy Kościół przystać na zapłodnienie zdalne i na poczęcie w laboratorium, i na poród w maszynie, i na ducha w maszynie, i na maszynę, dostępującą sakramentów, i na zniknięcie różnicy pomiędzy naturalnie stworzonym i sztucznym bytem. Gdyby obstawał przy swoim, to musiałby jednego dnia uznać, że nie ma innego Boga prócz Szatana.”

       Fantazja Lema nie znała granic. Kimże jesteśmy my szaraczki przy tak wybitnym umyśle, który stworzył nowe, nieistniejące światy od samego początku. Nie tylko osobniki człekopodobne, również zwierzęta i rośliny, jak wściekłoja, echoń pyskatek czy fetorówka obrzydlnica, która potrafi wytwarzać 5 tys. cuchów (jednostka odorowa) na sekundę, ale tylko, gdy ją ktoś fotografuje. :)
       Mam dobrą passę w tym roku przy wyborze książek. Znalazłam kolejną, która dołączy do grona ulubionych.

27 komentarzy:

  1. czytałam 'bajki robotów' S. Lema i były w porządku więc może 'dzienniki gwiazdowe' też..? ;) [http://toocloseforcomfort.blox.pl]

    OdpowiedzUsuń
  2. Gwarantuję Ci, że "Dzienniki" są jak najbardziej w porządku, ba! są wyśmienite!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano Lem... Trzeba mu przyznać, że jest genialny, a "Dzienniki gwiazdowe" ja sama też uwielbiam. No i rzeczywiście Matrix wymyślił przed "Matrixem" (pewno dlatego jakoś nigdy nie polubiłam tego filmu, wydawał mi się mdły i wtórny...).

    A z drugiej strony, co prawda Lem to science fiction, ale (niestety chyba?) nie cała science fiction to Lem. Choć z drugiej strony i inni bywają genialni. Poza Lemem polecam na przykład Asimova. A z Lema — przede wszystkim "Bajki robotów" (to z tych "lżejszych")

    Miło jak ktoś się zakocha w pisarzu, którego kochamy od zawsze, więc miło mi. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, Ysabell, że Ci miło, znam to uczucie :) Dziękuję za rady, to moje pierwsze kroki w tym gatunku, więc przydadzą mi się. Na mej półeczce czekają już kolejne książki Lema. Nie ma wśród nich jeszcze "Bajek Robotów", ale wszystko w swoim czasie :)
    pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Widząc twój entuzjazm, sama doznaję na nowo podobnych wrażeń. Ja wprawdzie najmocniej kocham Cyberiadę, ale to przez wzgląd na dziecięce lata, bowiem poznałam kochanego i Wielkiego Lema od Bajek Robotów właśnie, niemniej sam Lem jest moim najukochańszym pisarzem SF naszego kraju, jeśli nie świata. Szczerze mówiąc ciężko mi przytoczyć dla porównania jakiegokolwiek innego pisarza o podobnej wyobraźni, sam Arthur C. Clark - równie świetny pisarz i wizjoner, dzięki któremu NASA zawdzięcza wiele przełomowych pomysłów, często zostaje w tyle w porównaniu z Lemem. Rozmarzyłam się, gdyż mam chyba wszystkie jego książki tylko czasu ciągle brak... Ale może to w końcu nadrobię, bo biorę teraz na przesiew swoje książki i będę się starała przeczytać tylko to, co naprawdę jest tego warte. Tak mało czasu ;)

    Cieszy mnie, że doceniłaś SF, niewielu ludzi to potrafi, może nie dlatego, że nie potrafią, po prostu im się nie chce. Lepiej jest obracać w myślach gotowe, dobrze sobie znane wzorce aniżeli zapuścić się na mniej bezpieczny, lecz jakże inspirujący grunt. Wiem po sobie, że dopiero SF otworzyło mnie na pole wyobraźni, dzięki czemu jestem dzisiaj tym, kim jestem. I dobrze mi z tym, w końcu wyobraźnia ludzka nie ma granic :))

    Pozdrawiam bardzo serdecznie, mam nadzieję, że entuzjazm ów będzie trwał długo i przeobrazi się w dojrzałą przyjaźń z tym gatunkiem :)) :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Basieńko, ja również cieszę się niezmiernie, że otworzyłam się na SF. Wiesz, że ogromna w tym Twoja zasługa (kończymy 3 sezon :). Dopiero teraz widzę, jaka byłam uboga i ile straciłam. Kiedyś myślałam sobie, po kiego grzyba mi te nieistniejące światy, przecież tego nie ma, co to ma do mnie, jaką wartość mi pokaże? Bardzo się myliłam. Moja wyobraźnia raczkowała, teraz zacznie dojrzewać. Ważne jest też to, że przez ostatnie lata trochę się zmieniłam, ja wręcz potrzebuję tych nieistniejących światów, chcę w nich przebywać. Twarde stąpanie po ziemi przestało mnie interesować.
    A czy możliwe, by mój entuzjazm zmalał, skoro będę czytać kolejne książki Lema? Przeglądałam kilka stron, na których ludzie wskazywali swoje ulubione książki Lema i co rusz ktoś wymieniał inną, więc wierzę, że jeszcze wiele zachwytów mnie czeka. :)

    Życzę dużo, duuuużo czasu :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sama mam książek Lema 66, chociaż nie dam sobie głowy uciąć, że wszystko to wyłącznie książki, sporo też między nimi zapewne opowiadań, esejów, no i ebooków ;) Ale jako że moje czytelnictwo przeszło obecnie na wyższy poziom, to znaczy nie biegam już zadyszana za nimi, skoro bez liku stoi towarzystwa w domowej biblioteczce, to jednak sf jest takim, który zawsze może się rozwinąć, stworzyć coś zupełnie nowego, świeżego. To jak z wyobraźnią Stwórcy, już nawet o tym pisałam, przy okazji notki o Dukaju, że pisarz sf to szczególny typ człowieka, któremu najbliżej w rozkoszy tworzenia z niczego do samego Boga. Jak dla mnie nie ma większego daru kreacji ponad wyobraźnię, dzięki niej możemy dosięgnąć gwiazd, stale się rozwijać.
    Ps: Ciekawam waszej reakcji na sam koniec 3 sezonu - jest nieźle zakręcony. Przynajmniej mnie mocno wstrząsnął :)) Celowałam, że tak powiem w kogoś innego :))

    Pozdrawiam serdecznie :)) :**

    OdpowiedzUsuń
  8. No, no, 66! Muszą się pięknie prezentować na Twojej półce :)
    Masz rację, tacy pisarze mają coś z Boga. Ku naszej uciesze, oczywiście :D
    Sezon 3 zaliczony! Wstrząsnął mną Apollo, jego postawa wydaje mi się naciągana, twórcy za wszelką cenę chcieli zostawić w serialu doktorka. Na domiar złego admirał, którego chciałam pobić tak jak pani prezydent. Ja starałam się nie celować, ale jedno cylowanie :) mi się udało. Reszta - zaskoczenie, zwłaszcza Chief, jeden z moich ulubieńców. Nie mogę już doczekać się zakończenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Będzie dziko-dziwne ;) Nie przesądzam, bo wiem, że opinie są dokładnie podzielone, 50% za i 50% przeciw! Ale ja i tak koffam ten projekt i jego twórców, szkoda, że nie mam ich za sąsiadów X,DDD Zaprosiłabym ich na winko i razem stworzylibyśmy podczas burzy mózgów epokowe dzieło!! XDDD
    Ja podejrzewałam jedną osobę... nie wiem, może to przez tą ciemność na zewnątrz i wewnątrz. Zawsze drażnili mnie perfekcjoniści ;) Powiem ci jednak, że serial ten ma wiele plusów i minusów, ale podoba mi się to, że każdy właściwie z bohaterów święcie wierzy w siebie i swoje racje, nawet jeśli nam się to nie podoba.
    Ps: Masz pojęcie ile ja razy miałam ochotę zamordować Roslin?? :/ Aż bałam się, że sama jestem Cylonką X,D

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To fakt, charakterki to oni mają...
    Obawiam się, że będę w tej połowie na „nie”. Dotąd byłam absolutnie zachwycona, pochłonięta, zatracona. W ciągu ostatnich kilku odcinków wpieniałam się jak nigdy. Coś mi nie pasuje. Ludzie, których lubiłam wnerwiają, ci do odstrzału królują, węszę absurdy. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe wrażenie, że wszystko się potoczy mądrze. Oglądam cierpliwie. Jakkolwiek by nie było, będę zawsze dobrze wspominać serial. Jest wyjątkowy.
    Aż miło pomyśleć, cóż to za dzieło by powstało, gdybyś z twórcami zasiadła i przystąpiła do konsumpcji napoju bogów :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hihihi... Na pewno byłoby lepsze zakończenie serii, ale na obronę twórców powiem tyle, że na drodze stanęły im: niski budżet, poprawność polityczna i strajki scenarzystów. Jakby wiedzieli, że mogę im za darmochę napisać świetne zakończenie, to walili by do nie drzwiami i oknami :)) Ps: Ale nie przejmuj się, liczy się historia... A tyle tam religijnych odniesień, że hej! Można by na tej podstawie nakręcić inny serial lub film. Ja osobiście lubię trzy sezony, czwarty traktuję z przymrużeniem oka... No i mam sentyment do pierwowzoru z lat 70', który nie miał według mnie minusów, ale to tylko moje zdanie, ja w ogóle jestem relikt.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No tak, strajki scenarzystów ukatrupiły niejeden serial. Nie będę jednak przesądzać, że i tym razem tak będzie. A nuż (widelec) mi się spodoba?
    Nie wątpię, Basieńko, że swoją wyobraźnią położyłabyś na łopatki wielu słono opłacanych twórców :)
    Dobrze, że wspomniałaś o pierwowzorze, nie wiedziałam, że taki antyk istnieje. Mówisz, że warto obejrzeć? W sumie Zerek jako Apollo - to musi być ciekawe :) Pewno wyszperam, ale dopiero jak zobaczę zakończenie.
    A tak swoją drogą, skojarzyłaś, gdzie grał staruszek Adama? Ja się męczyłam z myślami, wiedziałam, że skądś go znam. Jak zapuścił wąsa, moje szare komórki zaszalały. W końcu i tak musiałam sprawdzić w necie. Policjanci z Miami hihi oglądało się :D

    OdpowiedzUsuń
  13. No cóż, każdy ma inny gust, a to dość specyficzna twórczość, więc trochę rozumiem, że komuś może się Lem nie podobać.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oczywiście w Blade Runnerze, kocham Go za tamtą rolę ;) Te jego post-freudowskie origami z jednorożcem X,DDD

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ps: Miami nie znam, poza słodką gębą Dona J. ;)-

    :) :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyznaję bez bicia, że Blade Runnera nie oglądałam, a może po prostu nie pamiętam, bo to chyba też SF? Ale uzupełnię braki, w ostatni weekend zaczęłam nadrabianie w gatunku od Gwiezdnych wojen :D

    OdpowiedzUsuń
  17. "Bajki robotów" czytane kilka lat temu nie bardzo mnie przekonały. Cóż... może za jakiś czas dam Lemowi jeszcze jedną szansę :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Elino, zachęcam byś dała Lemowi jeszcze jedną szansę. Może inna książka przypadnie Ci do gustu?
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Niestety nigdy za tego rodzaju literaturą nie przepadałam. Naprawdę wierzę w literacki geniusz Lema, ale próbować go będę później.
    Pozdrawiam
    (jestem nowa ^^ dodałam do linków ;))

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja nie rozumiem, jak można nie kochać Lema! Wstyd!!! Toż to nasz największy polski skarb, a nie jakieś tam Grochole, Kalicińskie i Miszczuki od siedmiu boleści! Poza Lemem, obecnie tylko Dukaj, Sapkowski, Pilipiuk, potrafią narzucić rytm i robią to świetnie. Poznaj ich a zrozumiesz lepiej fantastykę, to zupełnie inny świat i język. Aha! I polecam Eugeniusza Dębskiego, pisałam o jego dwutomowej "Krucjacie", której prawie nikt nie zauważył, bo też sama wiesz jak niewielu z blogowiczów przepada za sf, ale tę jedną opowieść tego autora mogę polecić, bo jest i zabawna, i niekonwencjonalna, choć zahacza zarówno o sf i fantasy... Ma też ciekawe przesłanie, dla nas, współczesnych ;)
    Ps: Gwiezdne Wojny to podstawa. Uwielbiam je, tak jak kocham Obcego, Predatora i Blade Runnera a nawet Flasha Gordona ;) Bez względu na wszystkie słowa krytyki kąpiących się wyłącznie w obyczajówce ameb :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hihi, ale dziewczynom dowaliłaś :D A tak serio, to przecież niedawno bym im przytaknęła :/ Na szczęście mam to już za sobą.
    Dziękuję za czytelnicze rady, zapisuję w swoim kajeciku i na pewno kiedyś skorzystam. Wiem już, że pod tym względem jesteś godna zaufania, bo spieszę poinformować (z dużym smutkiem), iż Battlestar Galactica obejrzany. I jestem stanowczo w tej połowie na „tak” :) Po kilku denerwujących odcinkach, nie miałam żadnych zastrzeżeń. Byłam do tego stopnia zadowolona, że na końcu płakałam. Jak to, już koniec? I co ja teraz będę oglądać? Obydwoje z mężusiem mamy doła :( zawsze tak jest, gdy kończymy jakiś wyjątkowy serial.

    OdpowiedzUsuń
  22. :) Jak coś odkryję, dam znać... Mam parę obrazów na oku, ale dopóki nie dowiem się o nich nic więcej wolę nie ryzykować. Cieszę się, naprawdę, że się podobał :)
    Z tego, co wiem, nakręcili jakiś krótki serialik, niedawno, którego akcja dzieje się na Caprice wiele lat przed tym. Taki jest chyba tytuł: Caprica.
    A widziałaś kiedyś "Zagubiony w kosmosie"? to klasyczne sf w stylu gwiezdnych wojen, tyle że gł. bohaterem jest pilot NASA, który nagle przenosi się w inną część galaktyki i tam ląduje na statku kosmicznym pełnym skazańców... Widziałam sezonik na AXNie jakiś czas temu i nawet mi przypadł do gustu. Ale na razie nie widać na horyzoncie niczego, co by mogło dorównać BSG. Muszę wyszperać pierwowzór i wtedy dam znać, czy warto... Hollywood jest na granicy bankructwa, tak jak i cały stan California a wszystko przez Terminatora i jego rąbniętą żonkę od Kennedych... Słyszałaś kiedyś o czymś takim, żeby mąż był Republikaninem a żonka Demokratką?? Wolę nie myśleć jakie z tego związku wyszły dzieci OoO :/

    Pozdrawiam i raz jeszcze cieszę się, że podobało się wam BSG :P

    OdpowiedzUsuń
  23. Hehe dzieci nie są pewnie zbyt urodziwe po takich rodzicach :/ U nas w domu - znając mój temperament - odbywałyby się regularne walki, gdybyśmy byli po innych stronach polit. barykady. Na szczęście panuje pokój :)
    Serialu „Zagubiony w kosmosie” nie widziałam, kojarzę tylko film o podobnym tytule.
    Co do BSG, póki co obejrzeliśmy dwa pełnometrażowe filmy „Razor” i „The Plan”. W planach mamy pierwowzór i „Capricę”. Potem się zobaczy. Będę wdzięczna, jak polecisz coś równie dobrego, gdy w przyszłości napotkasz.
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję z BSG :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale ze mnie gapa... Widzisz, mnie chodziło o serial: "Ucieczka w kosmos" z lat (1999 - 2003). Pomieszały mi się tytuły, najmocniej przepraszam ;) Zagubieni w kosmosie z 1998r. też znam, ale to film pełnometrażowy. Jak znajdę coś naprawdę dobrego, na pewno dam znać.

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak myślałam, że coś pokręciłaś w tytule, bo nic o tym serialu nie mogłam znaleźć. Teraz poszukam i zobaczymy, może przyjdzie na niego pora.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.