wtorek, 18 stycznia 2011

„Wrzos” Maria Rodziewiczówna

Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1985

„W klęsce poniesionej człowiek mniej cierpi, gdy znajdzie winowajcę.”

       Gdy byłam mała wielokrotnie z wielkim zaciekawieniem zwiedzałam biblioteczkę mojej mamy. Jako że była dla mnie najukochańszym autorytetem, każda jej książka wydawała mi się cudowna, interesująca i pożądana. Miałam w planach przeczytanie wszystkich. Nie do końca mi się to udało, gdyż w międzyczasie moje gusta poszły w inną stronę. W trakcie mojej ostatniej przeprowadzki, pomieszkując w rodzinnym domu, wróciłam do dzieciństwa. Znowu wodziłam po znajomych półkach, by zdobyć się na przeczytanie tej, która zawsze kojarzyła mi się z tajemnicą. Okładka ma w sobie coś magicznego i magnetycznego. Nie jestem w stanie powiedzieć nic złego o tej książce. Nie tylko dlatego, że szanuję mamę i autorkę, ale jest po prostu dobra.
       Wbrew temu, co można gdzieniegdzie przeczytać, nie jest to romans. Pojawia się wątek miłości, lecz jest ona jakby w tle, niespełniona, nienamacalna, niedościgniona. Nie o nią w książce chodzi. „Wrzos” umiejscowiłabym gdzieś koło „Moralności Pani Dulskiej”; jako lekturę szkolną, traktującą o zwyczajach przedwojennej, jeszcze pod zaborami, Warszawy. Można posmakować tamtych czasów, wyobrazić sobie panny w pięknych sukniach, konie na ulicach, zapełnione gwarem salony, ale także rynsztokową nędzę dla kontrastu.
       Bohaterką książki jest Kazimiera, ziemianka, zwana przez mieszkańców stolicy wieśniaczką, która godzi się poślubić warszawskiego bawidamka, Andrzeja. Małżeństwo z rozsądku to mało powiedziane. Ona usuwa się z rodzinnego domu, w którym była zwadą. On kocha swoją kochankę, z której oficjalnie nie rezygnuje; dodatkowo ma w tym korzyść materialną. Kazia – delikatna i piękna jak wrzos, nie może odnaleźć się w dużym mieście. Jest przytłoczona i załamana. Jednocześnie bardzo dzielna, wygadana i pracowita. Zamiast tracić czas na wizytowanie, zakupy i włóczenie się po mieście pod publiczkę, udziela się charytatywnie. Nie znosi swego nowego środowiska, w którym panuje wszechobecne wścibstwo, obłuda i fałsz. Wszyscy żyją skandalami, plotkami, balami i modą. Kazia dusi się w tym obrzydliwym siedlisku pozorów i hipokryzji.
       „Wrzos” niektórym może się wydać staroświecką, a nawet nudnawą lekturą. Mnie ona jednak bardzo wciągnęła. Autorka sprawnie rozwija fabułę, by móc samemu snuć domysły co do dalszego rozwoju sytuacji. Miałam w głowie dwa zakończenia. Pod koniec wyczulam jeszcze inne. Nie myliłam się. Czy stety, czy niestety, nie zdradzę.

       Na podstawie książki w 1938 roku nakręcono film o tym samym tytule, należący do klasyki polskiego kina przedwojennego. Chociaż to dość nietypowa pozycja, jak dla mnie, mam w planach. Będzie miło. :)

14 komentarzy:

  1. Aż wstyd się przyznać, ale nie słyszałam o tej książce :) Rozejrzę się za nią w bibliotece. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli chodzi o Marię Rodziewiczównę, to widziałam ostatnio wznowienie jej kilku dzień w pięknej, nastrojowej szacie graficznej.
    Czasy międzywojenne to jedna z moich ulubionych epok, więc z chęcią sięgnę po tą powieść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasandro, myślę, że to żaden wstyd :) Ja sama nigdy się z nią nie zetknęłam, poza domową półką.
    pozdrawiam również i dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Elino, tutaj mamy okres przed I wojną światową, dokładnie, o ile dobrze pamiętam, 1913 rok. Ale to i tak niewiele zmienia, więc znajdziesz tu klimat, który lubisz. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rodziewiczówna jest ukochaną pisarką mojej babci, trochę to więc dziwne, że słysząc o niej tyle, jeszcze nie sięgnęłam po żadną jej książkę. Zwłaszcza, że to pisarka intrygująca, bo, z tego co słyszałam, dość kontrowersyjna - chętnie czytana, choć nie przyjęta ciepło przez krytyków. Muszę się wreszcie sama przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Naia, masz rację jest dość kontrowersyjna, jak na swoje czasy bardzo ekstrawagancka, ale właśnie przez to oryginalna i czytana przez kolejne pokolenia. Jeżeli Twoja babcia ją sobie ukochała, to musisz przejąć pałeczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja niestety pierwszy raz słyszę o tej książce. Lubię tego typu powieści, więc może jeśli będę miała okazję to się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Femme, jak wpadnie Ci w ręce, to przeczytaj, chociażby dlatego, że wypada posmakować książki tak znanej autorki. Poza tym, jest cieniutka, czyta się w mig.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedyś pisano lepsze książki... Tak jak powstawały wartościowsze filmy, przedstawienia teatralne, etc... Żyjemy w czasach komercji, gdzie jeśli coś się nie świeci i nie epatuje emocjami, zwykle przechodzi bez echa. Nie mówiąc już o książkach sprzed wielu dekad. Poza nielicznymi - w sumie - wybitnymi dziełami, b. znanych pisarzy, gro innych tytułów przemija. A przecież tak jak dzisiaj, tak kiedyś, o wielkości danej książki czy pisarza decydowała ówczesna "moda". Dzisiaj mówi się tylko o twórcach książek o wampirach. Wniosek? Za sto lat, ktoś może za tzw klasykę wziąć powiedzmy Meyer :( Tak bywa. To od nas zależy, czy będziemy poszukiwać i odkrywać, chronić przed zapomnieniem. Dlatego podziwiam, że wyłamujesz się z dzisiejszego pędu do "best-selerów" ;) Sama mam dużo b. starych książek w domu. Dlatego na razie biorę się za nie :)

    Ps: Mam jedną książkę tej pani, bodajże "Dewajtis" :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest dużo prawdy w tym, co piszesz, ale taki już urok naszych czasów. O gustach się nie dyskutuje. Ponoć. Czas zweryfikuje dzisiejszych pisarzy, jeżeli jednak w przyszłym wieku książki o wampirach i wilkołakach wejdą do kanonu lektur, to bardzo dobrze, że tego nie dożyjemy. Całe szczęście mamy wybór, a starych książek, choć nie przybywa, jest mnóstwo do odkopania :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O proszę, najwyraźniej Rodziewiczównę nie tylko ja dzięki bibliotece matki poznałam :)
    Pisałam o niej u siebie, że w większości jej książek za dużo - jak dla mnie oczywiście - jest romansu i szlachetności wylewającej się z każdej strony. Ale np. "Czahary" Rodziewiczówny poleciłabym w ciemno, świetna książka.
    A z tego co piszesz i "Wrzos" wydaje się trochę inna, więc chyba się skuszę i przeczytam. Jak gdzieś znajdę, bo wśród książek odziedziczonych z pułki matki akurat tego nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak miło, że dzięki kolekcjom naszych mam i babć możemy odziedziczyć czytanie także tych starych książek. :) Co do romansów i szlachetności u Rodziewiczówny, nie mogę się wypowiedzieć, gdyż to moja pierwsza jej książka. Miłość, moim zdaniem, nie jest we "Wrzosie" najważniejsza, ale szlachetność chyba właśnie tak. I ten klarowny podział na bohaterów dobrych i złych. Jasne przesłanie, morał. Tak jak już napisałam wyżej, idealnie nadaje się na lekturę szkolną.
    Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo chciałabym wiedzieć kto jest autorem okładki. Czy Ktoś z was wie może kto stworzył to zapierające dech w piersiach dzieło? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Anno Karolino! Niestety w książce nie znalazłam informacji, kto jest autorem okładki. Są nazwiska redaktorów i korektorów. Opracowanie graficzne p. Teresa Wieczorkowska. Nic o autorze okładki.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.