wtorek, 24 maja 2011

„Własny pokój” Virginia Woolf

       Dziś mijają dwa lata od mojego pierwszego wpisu. Jestem z siebie bardzo zadowolona, zwłaszcza, że nieraz chciałam przestać pisać i ograniczyć się tylko do czytania. Recenzje początkowo nie były moim zamysłem. Blog miał być tylko moim notatnikiem. Chciałam tu zamieszczać ciekawe cytaty i fragmenty książek. Kiedyś miałam w zwyczaju zakreślać je w książkach, później szukałam tych mądrości, wertowałam, często zapominałam, skąd coś pamiętam. Stąd pomysł, by stworzyć swój własny zbiór złotych myśli. W końcu, po długiej i anonimowej obecności na blogach moli książkowych, zapragnęłam dla siebie "własnego pokoju", który byłby moim azylem i miejscem, gdzie to ja o wszystkim decyduję. Tymi słowy zbliżam się do książki, o której dziś napiszę. Mój pierwszy post dotyczył Virginii Woolf. Dziś też tak będzie. A książka szczególna, gdyż bezpośrednio związana z tytułem mojego bloga.
       "Własny pokój" (w oryginale A Room of One's Own) to zbiór esejów, który stanowi studium o twórczości kobiet i o społecznych czynnikach ograniczających ich intelektualną aktywność. Rozprawa ów jest swego rodzaju manifestem, który mógłby być idealną ripostą dla wszystkich niedouczonych krzykaczy, którzy często pytają, gdzie były kobiety, gdy mężczyźni wprawiali w ruch Ziemię, pisali Makbeta, formułowali teorię względności. Ano były tam, gdzie przypisano im miejsce, w kuchni, sypialni lub bawialni. V. Woolf snuje refleksje na temat wielowiekowego podcinania kobietom skrzydeł, czyli wszelakich powodów historycznych lub psychologicznych wykluczających kobiety z wkładu w kulturę. Autorka skupia się przede wszystkim na literaturze. Analizuje znaczną liczbę dzieł literackich autorstwa obu płci pod kątem tematyki dotyczącej kobiet. Co ciekawe, przestrzega przed pisaniem typowo kobiecym lub męskim, a także agresywnym i oskarżycielskim. Każde z nich uważa za ubogie, jedynie androgyniczne połączenie obu pierwiastków - kobiecego i męskiego - jest drogą do sukcesu.
       Przesłanie V. Woolf w tej cienkiej książeczce jest ponadczasowe i bardzo budujące.

"Ważne jest tylko, byście pisały to, co chcecie pisać; czy zaś owa ważność przetrwa stulecia, czy tylko kilka godzin, tego nikt Wam nie powie."

"Kiedy więc każę Wam zarabiać pieniądze i zdobyć własny pokój, w istocie proszę Was o to, byście żyły świadome rzeczywistości, a więc wiodły żywot fascynujący, niezależnie od tego, czy uda Wam się przekazać innym jego treść."

       Każda z nas potrzebuje własnego pokoju, dosłownie i w przenośni. Pięknie napisała o nim we wstępie Izabela Filipiak: "Własny pokój jest miejscem, do którego się wraca, albo które jak żółw nosi się na własnym grzbiecie... Brak własnego pokoju, pisanie w cudzych pokojach, to szczególny rodzaj bezdomności... Stwarzanie własnego pokoju, owo najbardziej konkretne, jest tym właśnie, aktem twórczym i zarazem najbardziej osobistym... W stwarzaniu własnej przestrzeni wielką rolę odgrywają przedmioty bezużyteczne. Znalezione na ulicy, kupione na domowych "wystawkach", straganach ze starociami, w egzotycznych sklepikach, przywiezione z podróży. Muszle. Kolorowe kamyki, które, jeśli zajrzeć do podręcznika, mają swoją utajoną energię, cichą, ale skuteczną, magiczną moc... Własny pokój to także muzyka. Własny pokój to także ściany, podłoga, okno, sufit. W pewnym sensie własnym pokojem są także ptaki za oknem i dziecko płaczące za ścianą, i odgłosy miłości za ścianą. Własny pokój to także spokój. Nocą najgłębszy, nie do naruszenia."

8 komentarzy:

  1. Serdecznie Ci gratuluję tych dwóch latek i życzę przynajmniej dwa razy tyle! Pisz dalej tak jak do tej pory, a będzie pięknie :)

    Jeszcze "Własnego pokoju" nie czytałam, ale czytałam wiele o nim i brzmiało to na ogół zachęcająco - teraz dochodzi jeszcze Twoja recenzja. Z tego co piszesz przypomina mi trochę "Drugą płeć" Simone de Beauvoir, taka historyczno-psychologiczno-literacka analiza kobiecości... Wzmogę poszukiwania.

    A co do własnego pokoju w rozumieniu Izabeli Filipiak - ja nad swoim chyba niestety muszę jeszcze popracować. Mam wrażenie, że nigdy takowego nie posiadałam (ani dosłownie, ani w przenośni). A to na pewno ważna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje najszczersze gratulacje, słońce :) Masz dłuższy na bloggerze staż niż ja, ale ja wcześniej żyłam na Wirtualnej i Onecie, też mniej więcej przez tyle samo lat, więc... Było mi trochę łatwiej przejść i z biegu stworzyć bloga. Ale nie zawsze było łatwo, na początku nikt nie brał człowieka na poważnie. W każdym razie...

    Gratulacje i moc życzeń, aby ten czas się dwoił i troił, i żebyś nigdy nie poczuła sytości, bo w obcowaniu ze sztuką, zwłaszcza literaturą jest tak, że im więcej człowiek czyta, tym więcej pragnie przeczytać... :) Kolejnych wspaniałych recenzji, prywatnych przemyśleń i samej obecności. Ode mnie, dla ciebie.

    Pozdrawia twoja wierna czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały wynik, trzeba przyznać :) Ja dołączam do grona Twoich obserwatorów po tych dwóch latach i muszę przyznać, że książki pani Woolf są od dawna na mojej liście, koniecznie do nadrobienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naia, dziękuję. Mam nadzieję, że wytrwam na poziomie jak najdłużej. :)
    Tak, rozważania Woolf są podobne do analiz Simone de Beauvoir, tyle tylko, że nie tak rozbudowane tematycznie i objętościowo oczywiście.
    Życzę Ci powodzenia w poszukiwaniu "Własnego pokoju" (ja znalazłam za parę zł w antykwariacie) oraz tworzeniu go wokół siebie, nie zawsze jest łatwo i szybko, ale warto nad tym pracować. Własny blog już masz, a to bardzo dużo. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Basiu, moja wierna czytelniczko :) dziękuję Ci za tak śliczne życzenia. Oby się spełniły. Sytość raczej mi nie grozi, gdyż - tak jak napisałaś - im więcej człowiek czyta, tym apetyt rośnie. Zwłaszcza na szczególnie dobre książki polecane przez molowe towarzystwo. A obecna będę zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Domi, witam u mnie. :)
    Nadrabiaj, nadrabiaj, ja to robię cały czas. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Agatoris - Twój blog, dla mnie jeden z pierwszych i dlatego szczególnych. Mających jakąś magię, która przyciąga, skłania do czytania, reflekcji. Jeden z blogów ulubionych :)
    Gratuluję z całego serca rocznicy i dziękuję, że jesteś. Bez Ciebie świta blogerów nie byłby taki sam, a na pewno nie Szara Przystań.

    OdpowiedzUsuń
  8. Elino, jesteś kochana :* nawet nie wiesz, jak mnie wzruszyłaś. Cieszę się niezmiernie, że mój blog może mieć dla kogoś jakąś wartość i skłaniać do refleksji. Bardzo, bardzo dziękuję za te ciepłe słowa. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.