poniedziałek, 4 lipca 2011

„Wielki Marsz" Stephen King

CIA-BOOKS - SVARO, Ltd., Poznań 1992

       Cóż za cudowne uczucie ogarnia człowieka, gdy czytając książkę nagle słyszy trzask własnej szczęki rozbijającej się o podłogę. :D Chyba zacznę czytać recenzje po łebkach, szukając tylko warto/nie warto lub rewelacja (dzięki Basiu:)), by nie psuć sobie niespodzianki. Jakież było moje zdziwienie, gdy odpadł pierwszy uczestnik marszu...
       Rzecz dzieje się w USA, w nieokreślonej przyszłości i niezdefiniowanym systemie politycznym, w którym pewną i znaczącą rolę odgrywa Major, jawiący się jako wojskowy dyktator. Choć brakuje odniesień autora do obowiązującego ustroju, praw obywatelskich i wolności, nie jest to do końca wadą. Dzięki temu cały czas czytając można snuć domysły. Do licha, o co chodzi? Dlaczego taka liczba dzieciaków zgodziła się wziąć udział w samobójczej misji? Jeżeli nikt im nie przyłożył do głowy gnata przed startem, to jednak jakaś wolność jednostki istniała.
       Start. Stu śmiałków zaopatrzonych w prowiant i wodę wyrusza w długą drogę. Pierwsza mila, druga, pięćdziesiąta, setna, dwusetna... Każdy, kto zwolni lub opadnie z sił, odpada z gry. Każdy z nich jest świadom brutalnej kary, każdy idzie tak długo jak może, ale czy każdy po nagrodę? King po mistrzowsku portretuje bohaterów marszu, ich osobowość, determinację oraz sens przyjaźni i rywalizacji w obliczu ekstremalnej sytuacji. Ciągle jednak moja dociekliwość nie pozwalała mi uwierzyć, że kiedykolwiek, ktokolwiek byłby na tyle dumny, pyszny, pewny siebie, a nawet durny, by zgodzić się na udział w tych nieludzkich igrzyskach. Nawet najlepsi sportowcy by się na to nie zdecydowali, a co dopiero niedoświadczeni i nieobyci chłopcy, którzy ostatecznie snuli się nad ziemią jak "duchy potępieńców, które jedynie przez pomyłkę zachowały materialną postać". To pozostaje dla mnie zagadką. Aczkolwiek wierzę, iż ludzka ciekawość, żądza potu i krwi, mogłaby doprowadzić do ziszczenia tak przerażającej wizji chorego społeczeństwa, które w zaspokajaniu własnej potrzeby rozrywki zatraca zupełnie humanitaryzm i człowieczeństwo.
       Muszę przyznać, że pan King zrehabilitował się z nawiązką. Nie mogłam się oderwać od książki. To lubię. :)

7 komentarzy:

  1. "Wielki marsz" mam na priorytetowej liście. Jak tylko będzie promocja, przecenka lub wyprzedaż od razu kupuję tę książkę:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasandro, polecam gorąco. Ta książka była mi przeznaczona, by pogodzić się z Kingiem. W zeszłym tygodniu zdążyłam wejść do biblioteki i od razu znalazła się na linii mojego wzroku. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jedna z jego najlepszych książek, gdy będę sobie odświeżać z imciem znajomość, pewnie zacznę od niej, a potem moje kochane Shawshank. Ale w tej chwili siedzę ostro w poezji, nie wiem, co z tego wyniknie, bo zaczynam nawet myśleć wierszem... : / Czy tylko ja mam wrażenie, że pogoda za oknem przechodzi załamanie nerwowe albo depresję poporodową, nie potrafiąc się zdecydować czego chce? Raz mróz d... ściska, za chwilę gorąc topi rzęsy.
    Widzę, że masz za sobą lekturę "Możliwość wyspy", Houellebecqa, którą sama tropię od bardzo dawna, ciągle zapominając. Zaraz do niej skoczę, boś mnie kobieto zaintrygowała. A potem idę moczyć korzonki w jeziorze... a co?! Pozdrawiam i pardon, że zawsze odpisuje na twe posty z poślizgiem, ja sem niedzisiejsze bydle! X'DDDD [cmoczysko].

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, no co Ty z tym pardon, każda z nas ma "blogowe życie" i to realne, które daje nam w kość. Nie na wszystko starcza czasu, sił i ochoty. Ja i tak się dziwię, że w ogóle zaglądasz na blogi, mając pod nosem jeziorko. Zazdroszczę :) A na pogodę nie mam już słów, kapryśna krowa i tyle. Gorączka mi minęła, ale zatkane zatoki wciąż lasują mózg. :/
    Jeżeli zaczynasz myśleć wierszem, to może coś spłodzisz i się pochwalisz? To by było coś! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze mnie taka poetka, jak z Pudziana baletnica ;) Spokojna głowa, dość mamy klasyków, aby nie potrzebować radosnej twórczości zza węgła X']
    Cieszy mnie, że troszkę lepiej z twym zdrowiem, stawiałam cię przed pape za przykład na to, jak nas spece od rosyjskiej pogody dopieszczają swoimi wynalazkami, przez co w lipcu choruje się standardowo na grypę lub zapalenie płuc, ale na Polaka jak widać nie ma mocnych. I tak trzymać! Zatoki też w końcu się odetkają, pomyśl co muszą czuć mieszkańcy Arizony, którym natura zgotowała burzę piaskową jak w Iraku : /
    Pozdrawiam i życzę zdrowia... a jeziora nie zazdrość i tak nie potrafię pływać, więc korzystam tyle co ważka na kijku... :]-

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, dobra, jak przez najbliższe miesiące, oszczędzając wzrok, będziesz smakować głównie poezji, to grabka Ci sama będzie śmigać po papierze od weny. :P Ale nie przesądzam, poczekamy, zobaczymy. W końcu i Pudzian tańczył z rozgwiazdami. (Nie żebym oglądała:)
    Miejmy nadzieję, że te sensacje pogodowe wreszcie ustąpią, chociaż u nas. Marzy mi się prawdziwe, ciepłe lato, a nie takie byle co, w ciuchach na cebulkę.
    Ważka na kijku (rotfl) :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.