wtorek, 6 września 2011

„Droga” Cormac McCarthy

Wydawnictwo Literackie, Karków 2008

"Przywołaj rytuały. Gdy nie zostało już nic innego, upleć ceremoniał z pustki i tchnij w niego życie."

    Zwykle nie doceniamy jak wielkim darem i błogosławieństwem każdego dnia są tak przyziemne sprawy, jak woda w kranie, światło w żarówce, ciepła pościel czy talerz pożywnej zupy. Często zapominamy, że nie raz w historii ludziom brakowało najbardziej podstawowych do życia rzeczy. Nas to jeszcze nie dotknęło ani nikogo w dziejach ludzkości w tak gigantycznym stopniu, jak ludzi w postapokaliptycznym świecie, który stworzył Cormac McCarthy. Lektura tej książki przypomniała mi, by cieszyć się, że siedzę w bezpiecznym domu, z napełnionym żołądkiem i spokojem, że nikt nie chce mnie wrzucić na ruszt.
       "Droga" jest oczywiście fikcją, ale czy niemożliwą do spełnienia? Oj, biada nam, bo nie znamy dnia ani godziny. Czy zdarzy się wojna, już ostatnia, czy odwiedzi nas jakieś ciało niebieskie i doszczętnie zniszczy naszą planetę. Opcji jest kilka, aż strach pomyśleć.
        Cormac McCarthy przedstawił przerażającą i przygnębiającą wizję opustoszałej i wyjałowionej Ziemi po upadku cywilizacji. Wokoło tylko ruiny, kołki drzew i popiół. I cisza, złowieszcza cisza, przeszywana hukiem pioruna lub na okrągło lejącym deszczem. W tych ekstremalnych warunkach każdego dnia o przetrwanie walczą ojciec i syn. Połączeni ogromną miłością i wyjątkową więzią, dzięki której zapewne zachowali dobro i ludzkie wartości. Niosą ogień.
       A żeby nie było tak słodko z mojej strony: po pierwsze, denerwował mnie chłopiec; po drugie, język, czy raczej to, o czym czytamy. Już nawet nie chodzi o to, że idą, idą i idą, lecz ciągłe zdania w stylu "Mężczyzna otworzył puszkę" lub "Mężczyzna umył rondel" są po prostu nudnawe. Film zrobił na mnie większe wrażenie. Niemniej, polecam także książkę.

"Każde przywołane wspomnienie jest niechybnie aktem przemocy wobec pierwowzoru."

"Zapominamy to, co chcemy pamiętać, a pamiętamy to, o czym chcemy zapomnieć."

"Czym się różni to, czego nigdy nie będzie, od tego, czego nigdy nie było?"

"Wszystkie rzeczy pełne wdzięku i piękna, które są bliskie sercu człowieka, mają wspólne źródło w cierpieniu. Rodzą się w żałości i popiele."

8 komentarzy:

  1. Całkiem ciekawa książka nam się zapowiada... :) lubię takie klimaty, najbardziej jednak zachęcił mnie plakat filmu, a zwłaszcza aktor grający główną rolę... :)

    P.S.: Masz cudnego kotka, bawiłam się z nim przez kilka minut :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja byłam książką zachwycona. Niedawno przeczytałam "Strażnika sadu" i podoba mi się jeszcze bardziej, właśnie język jakim posługuje się McCarthy odpowiada mi najbardziej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Paideia, dziękuję, kociak jest przesłodki. :)
    Ja też lubię takie klimaty, apokaliptyczne wizje, trochę strachu od czasu do czasu. Zwłaszcza w formie filmu. A Viggo, całkiem, całkiem, dobry aktor, często ma długie włosy, więc u mnie ogromny plus. Mam słabość do sierściuchów. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rosemary, język autora (jego prostota i oszczędność słów) wcale mnie tak nie raził, jak opisy czynności związanych z konsumpcją. Rozumiem, że jedzenie miało ogromne znaczenie w książce, ale wydaje mi się, że było tych opisów za dużo. Ogólnie czytało się świetnie. Moja przygoda z McCarthym dopiero się zaczyna. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie ten prosty język czy wieczne powtórzenia opisów prostych czynności podkreślało tylko tę monotonię, beznadzieję, marazm wszechobecny w książce. Bardzo mi się podobało. A film jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnes, zatem miłego oglądania, naprawdę warto. :)
    Zgadzam się z Tobą, że specyficzny w książce język uwydatnił beznadziejność położenia bohaterów, obawiam się jednak, że ten nastrój mi się udzielił. :/ To się autorowi udało.
    Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Krótkie zdania jak najbardziej pasowały do tematyki utworu.
    Zachwyciły mnie i dały mi możliwość szerszego rozpatrywania utworu.
    Podkreślił również marazm wszechobecny w książce.
    Przeczytałam tę książkę prawie rok temu, ale nadal jest to dla mnie historia silnie namacalna.
    Jej wysoką pozycję, umocnił również bardzo dobry film, który w Polsce, oczywiście został niezauważony ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedronko, masz rację, historia silnie namacalna i nie sposób będzie o niej zapomnieć. A film rzeczywiście bardzo dobry, szkoda więc, że jego promocja nie była proporcjonalna do wartości.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.