czwartek, 3 listopada 2011

„Misery” Stephen King

     2:2 - tak rozkładają się moje oceny odnośnie przeczytanych przeze mnie książek Kinga. Nie mogę się nadziwić, że spod pióra jednego autora wychodzą dzieła tak skrajnie odmienne w moim mniemaniu. "Bezsenność" - 600 nudnych jak flaki z olejem stron, "Regulatorzy" - książka, którą upokorzyłam, wertując strony, gdyż nie mogłam znieść dłuższego z nią obcowania. A obok tego perełki. "Wielki Marsz" - wciągający od pierwszej do ostatniej strony oraz "Misery" - coś tak mocnego, że niemal wbija w fotel.
    Powoli dochodzę do tego, co powinno być moim kryterium w dobrze książek Kinga. Dwie pierwsze były czysto fantastycznymi bajeczkami. Ludzie ze wstążkami życia nad głową, ludziki z innego wymiaru czy jakieś sadystyczne To w głowie autystycznego dziecka, które wyżyna w pień Bogu ducha winnych mieszkańców pewnej amerykańskiej ulicy. Świat realny, chyba o to chodzi. Może coś musi być prawdopodobne teraz lub w pewnej przyszłości, by mnie przekonało. Psychofanka wielce poczytnego pisarza, której życie toczy się od jednego do kolejnego tomu obyczajowego tasiemca z ubóstwianą bohaterką, Misery. Psychofanka, która więzi swojego ukochanego pisarza, odurza lekami, maltretuje psychiczne i fizycznie, by wyciągnął z grobu jej guru, Misery. O tak, to jest możliwe. Może nawet wśród nas - moli książkowych - jest taka. :D

    Oczywiście nie omieszkałam obejrzeć filmu, który jest równie rewelacyjny, co książka. Wspaniała rola Kathy Bates, która wybornie potrafiła przemienić się ze słodkiej pielęgniarki w okrutnego oprawcę. Jej zdolności mimiczne powalają. Oscar przyznany jak najbardziej słusznie. James Caan jako dręczony pisarz i bezradna ofiara również spisał się na medal.
    I książka, i film trzymają w napięciu, budzą emocje i ogromną ciekawość, co dalej? Czytelnicza rozkosz.

8 komentarzy:

  1. Film oglądałam, ale książka jeszcze przede mną. Uwielbiam Kinga, więc na pewno przeczytam:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam książkę, ale nie oglądałam filmu. Ta pierwsza również wbiła mnie w fotel. Po prostu marzenie i do tej pory mam ciarki jak o niej myślę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę czytałam już dość dawno, ale pamiętam ją do tej pory. Niezrównoważona Misery śniła mi się po nocach ;)
    Filmu nie miałam jeszcze okazji obejrzeć, ale dzięki że mi o nim przypomniałaś:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Misery wspominam bardzo dobrze - zarówno książkę jak i film. Jeśli wolisz tą część Kingowskiej prozy to polecam Ci "Gra geralda", "Pokochała Toma Gordona", "Dolores Claiborne" i "Zieloną milę" :) Pozdrawiam i będę wpadać (chętnie wymienię się linkami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasandro, no jak Kinga uwielbiasz, to wcale Cię do książki nie trzeba specjalnie zachęcać. Wystarczy zdobyć i oddać się przyjemności czytania. :)

    Patka, jeszcze większe ciarki byś miała po obejrzeniu filmu. :) Kathy Bates jest tak przekonująca, obłąkańczo-okrutna, że jej wizja może nawiedzić w snach co poniektórych delikatnych odbiorców. Dziękuję za odwiedziny. :)

    Evito, nie ma się co dziwić, że nadal pamiętasz, nie sposób o niej zapomnieć. Polecam gorąco film dla przypomnienia nocnych koszmarów. :D

    Alicjonko, mówisz, masz. :) Polecane książki już sobie zapisałam, mam nadzieję, że mnie nie zawiodą. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, "Misery" jest świetna a Bates w gł. roli straszy po nocy. Ponoć King wpadł na pomysł tej książki tuż po tym, jak jego samego nękała jakaś fanka. Nie wiem czy to prawda, ale wcale się nie dziwię sławom*, że obstawiają się bodyguardami, z tego też powodu sama wolałabym zaopiekować się stadem hien niż stać się sławną :D
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam książkę ale filmu jeszcze nie zdążyłam obejrzeć. A widzę, że warto....:) Zapraszam na mojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatnio po raz kolejny obejrzałam film i teraz mam plan przeczytać książkę :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.