niedziela, 13 listopada 2011

„W krainie kota” Dorota Terakowska

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999

Co godzinę wiadomości

Radio podaje co godzinę wiadomości.
Spikerzy widzą wszystko; niemożliwe,
Zdawałoby się, żeby każda godzina
Zabijała, kradła i oszukiwała. A jednak
Tak jest, godziny jak lwy pożerają
Zapasy życia. Rzeczywistość przypomina
Sweter przetarty na łokciach. Kto
Słucha wiadomości, nie wie, że
W pobliżu, po ogrodzie mokrym od deszczu
Spaceruje mały szary kot i bawi się,
Mocuje z twardymi łodygami traw.

Adam Zagajewski

    Dorota Terakowska urzekła mnie swoją twórczością kilka lat temu. Jednak po lekturze "Tam, gdzie spadają anioły" zbyt długo czekałam z kolejną książką. Zdecydowanie zbyt długo. "W krainie kota" sama mnie wywołała z bibliotecznej półki cudownym tytułem, obok którego nie mogłam oczywiście przejść obojętnie. Zwłaszcza po przeczytaniu pierwszego zdania: "Około trzeciej zbudziła mnie nagląca myśl: Muszę iść do ogrodu, wykopać ten korzeń i zjeść." :)
    Ewa jest pisarką, żoną lekarza i świeżo upieczoną mamą bobasa o oryginalnej urodzie, rudowłosego (nie wiadomo po kim), z uroczym bałaganem w oczach, w dodatku dwukolorowym. Nie na tym kończy się wyjątkowość Jonyka. Już po kilkunastu dniach żywota przemawia on do swojej mamy, po czym do rodzinki dołącza kocisko niczym Bułhakowski Behemot. Od tego momentu zaczyna się zabawa. Cała trójka ma do spełnienia misję w innym wymiarze.
    "W krainie kota" to przemiła książka, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Zaskakująca dla wybrednej wyobraźni dorosłego, który - jeśli tylko zechce - może poczuć się jak dziecko. Zarówno młodsi, jak i starsi mogą wynieść z tej książki trochę wartości i mądrości. Może następnym razem, spotykając na drodze kogoś chorego czy obłąkanego, pomyślimy dwa razy, zanim zaszufladkujemy go jako wariata?
    Chociaż w książce nieraz uderzała mnie przewidywalność lub nachalne tłumaczenie (w końcu to lektura też dla dzieci), to wszystko to znika dzięki cudownemu klimatowi, wzruszeniu i baśniowemu rozczuleniu, które mnie ogarnęło. Jest to idealna książka dla kociarzy na długie jesienne wieczory. I nie ma się co czepiać, że noworodek zajada zupkę, a kot zbyt często wątróbkę. :)

6 komentarzy:

  1. Może i ja sięgnę? Nie zarzekam się, że nie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się bardzo zachęcona, bo lubię Terakowską, bardzo!
    Ślicznie piszesz - zwięźle, treściwie, uroczo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piotrze, ale z Ciebie ranny ptaszek! :)

    Oleńko, dziękuję, jesteś kochana. :*
    Cieszę się, że Cię zachęciłam.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz muszę pójść do biblioteki, wypożyczyć tę książkę. Wziąć kota na kolana, kubek gorącej herbaty postawić na stoliku i zatopić się w tą opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe :D Biedronko, "musisz" :), niech Twój kot będzie Ci przypomnieniem na wypadek, gdybyś zapomniała o krainie kota.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Terakowska to jedna z moich ulubionych pisarek :) i czekam na więcej recenzji :P. W krainie kota to wspaniała baśń dla każdego :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.