czwartek, 10 sierpnia 2017

„Barcelona na zawsze” Anna B. Kann

Ocena 5/6

Każdy człowiek ma na świecie miejsce sobie przypisane... Ja należę do Barcelony.

Z każdym dniem oddalenia Barcelona coraz bardziej ją bolała. Nie pozwalała od siebie odpocząć. Wracała w najmniej oczekiwanych momentach, sama, bez przywoływania. Potrafiła w jednej chwili zgasić zachwyt, bo przypominała o czymś równie pięknym u siebie.

Czuła się tak szczęśliwa, że gotowa była tańczyć i śpiewać. Zdecydowanie Barcelona nie miała sobie równych, nic nie mogło z nią konkurować. Szła, zadzierając głowę, przyglądając się po kolei budynkom, tak jak za pierwszym razem, kiedy tu przyjechała. Uśmiechała się do każdej balustrady na balkonie, do każdego rzeźbionego portalu, do każdej klamki w zabytkowych drzwiach.

To miasto tak właśnie działało: człowiek zaczynał się cieszyć życiem, ledwo się zetknął z tutejszymi mieszkańcami. A może z tutejszym słońcem? A może z powietrzem? (...) Barcelona swoją pozytywną energią unicestwiała wszystko, co ponure w człowieku, zanim na dobre się rozwinęło.

Bazylika Santa Maria del Mar... Tylko tu modlitwa miała sens. Nic jej nie zakłócało. Strzeliste kolumny, skromne w swej prostocie. Prawie żądnych zdobień na ścianach. Słoneczne światło oplatające modlących się, zapach kadzidła i świec. To wszystko. I przestrzeń uwalniająca myśli. Wznosząca je ku niebiosom jak psalm, jak hymn modlitewny.
To był jedyny kościół, w którym słowa mimowolnie układały się w modlitwę. Jakby tradycja upominała się o siebie, bo w tych kategoriach rozpatrywała religię. (...) trudno było nie popaść w stan uniesienia, nie uwierzyć, że wszystko dzieje się za czyimś przyzwoleniem i tylko pozornie przypadkiem...

...wkrótce poszybowała myślami do Barcelony, która w jej wyobrażeniach z każdym upływającym dniem stawała się doskonalsza niż w rzeczywistości.

Muzyka i Barcelona. I słońce na twarzy. Nic, tylko kochać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.