czwartek, 24 września 2009

„Pani Dalloway” Virginia Woolf

Wydawnictwo Znak, Kraków 2008

Gdyby trzeba było umrzeć natychmiast, skonanie w tej chwili błogosławieństwem by mi się wydało.

       Kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze rzadko bywalczynią bibliotek, obejrzałam (zupełnie przez przypadek) film „Godziny”. Wpadł mi w ręce, więc z moim Towarzyszem Życia zasiedliśmy przed ekranem. Doborowa obsada aktorska miała gwarantować dobry film. Jakże się zdziwiliśmy, budząc się pod koniec filmu ze strużkami śliny w kącikach ust. Wstyd! To naprawdę niedopuszczalne. Mam tylko jedną rzecz na swoje usprawiedliwienie. Nie przeczytałam „Pani Dalloway”. Owszem, można zobaczyć film i bez tego, ale jak widać efekt nie ten sam. Poza tym, nie byłam gotowa na tak dużą dawkę smutku, łez i bólu egzystencjalnego. Myślę, że w pewnym sensie broniłam się przed tym, odchodząc w błogi sen. TŻ mi w tym pomógł znacznie.
       Dziś już wszystko jest jasne. Książka ma typową dla Woolf magię, zachęca bogatą narracją do indywidualnej kreacji w wyobraźni. Dla mnie było to szczególne doświadczenie, gdyż niedawno zwiedziłam Londyn. Dzięki temu o wiele łatwiej było mi wgryźć się w klimat, wczuć w malownicze opisy... i aż słyszę bicie Big Bena, stukot obcasów po bruku, gwar ulicznych rozmów.

       Ekranizacja „Pani Dalloway” to całkiem udany film. Mam zastrzeżenia jedynie do głównej aktorki, jest, wedle mnie, zbyt stara i za mało urokliwa. Panią Dalloway widzę jako smukłą, delikatną kobietę z oryginalną twarzą, młodszą niż wskazywałaby data urodzenia. Może się powtórzę, ale nie lubię, gdy aktorka jest do pary z niższym i na oko młodszym mężczyzną. Może się czepiam?
Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz, czy ktoś - poza moim TeŻetem - pomyślał, że Pani Dalloway na końcu popełni samobójstwo?

„W oczach ludzi, w rytmicznym kroku, w dreptaniu, ciężkich stąpaniach, w zgiełku i wrzawie (...) w hałasie, w dziwacznym wysokim śpiewie samolotu tam w górze było wszystko to, co kochała: życie, Londyn. Ta chwila w czerwcu.”

„Pamiętała, jak się ubrała, jak szła na dół i idąc przez hall, myślała, że: Gdyby trzeba było umrzeć natychmiast, skonanie w tej chwili błogosławieństwem by mi się wydało.”

„Na takim świecie nie wolno rodzić dzieci. Nie wolno przedłużać cierpienia. Nie wolno rozmnażać tych chutliwych zwierząt, które nie wiedzą, co to stałość uczuć, które powodują się kaprysami i zachciankami pchającymi je raz w tym, to znów w innym kierunku.”

„Jeżeli raz upadniesz natura ludzka rzuca się na ciebie.”

„A poza tym ten straszny lęk, to przytłaczające uczucie nieprzystosowania. Rodzice dają je dziecku do rąk, dają mu to życie, które trzeba przeżyć aż do końca, z pogodą.”


„Żadna rozkosz nie może się równać, myślała, przesuwając krzesła na miejsce, odkładając książkę na półkę, z rozkoszą, jaką daje wyrzeczenie się tryumfów młodości, zagubienia się w procesie życia po to, żeby je odnaleźć z nagłym spazmem radości, kiedy wstaje słońce, kiedy zapada zmierzch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.