środa, 14 października 2009

„Gwiazdy epoki lodowcowej” Renata Šerelyté

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2004
Styk rzeczywistości i snu – tak można by zatytułować tę magiczną powieść. A kwintesencją są słowa samej autorki:
Nikt już tutaj nie kapuje,
Ile sensów jest okrutnych,
Czemu Mojra siarką pluje
I polata ponad kuchnią.

A poemat ten żałosny
Niedomyślnym dedykuję.

A oto mój ulubiony fragment:
„Wystraszony krzykiem, z kuchni przybiegł anioł z sucharkiem pani Otylii i szmyrgnął w kieszeń płaszcza, zwieszającego się z łóżka: ale się pomylił w wyborze kryjówki – kieszeń była dziurawa, anioł wpadł pod podszewkę i zaczął piszczeć. Wyłowiłam go stamtąd i włożyłam do papierowego pudełeczka. Anioł spojrzał na mnie zbolałymi oczami i przykrył twarz skrzydłami.” :) Jest w tym coś tak ciepłego, dziecięcego... aż miło.
A teraz do rzeczy. Niewiele się dzieje w życiu bohaterki, za to wiele w jej wyobraźni. Oczy jej duszy są przeogromne, przenikają każdą rzecz, nadając jej nowy, niedostrzegalny dla innych wymiar. Bogactwo metafor bardzo utrudnia (spowalnia) czytanie. Jest tak przytłaczające, że zwykłemu śmiertelnikowi-czytelnikowi może wydawać się, że brak mu którejś klepki. Piękne to wszystko, ale miejscami męczące. Taką prozę trzeba lubić i mieć do niej cierpliwość, gdyż jest totalnie pomieszana z poezją. Przez natłok surrealistycznych wątków można się pogubić w tym, co jest rzeczywiste, a co fikcyjne. Może to nawet lepiej, skoro rzeczywistość - życie w ciemnej wsi, gdzie psy szczekają wiadomo czym – jest frustrująca, przybijająca i ekstremalnie depresyjna, a potem... wcale nie jest lepiej. Ciekawe, czy Bułhakow byłby dumny z Renaty Šerelyté?

„Jestem częścią mgły, kroplą wody, wilgocią zerwanego i zgniecionego w garści pąku, tym, co nie ma lat, co nigdy nie dorasta, bo tego nie chce, nie chce obcego losu.”

Usprawiedliwianie się ateistycznym wychowaniem w dzieciństwie i teraźniejszą mieszanką poglądów, z której dałoby się wykrystalizować taką oto niewiele mówiąca formułę: „Wierzę w Kogoś, kto jest Wyższy” – jest równie bezsensowne jak wiara, że jeżeli się wystruga ze szczapy boga, to tchnie się w niego również boskiego ducha.

Miłość wybacza zło, bo jest dla niej czymś niepojętym. Ale wspomnienia nie są miłością. W raju nie będzie wspomnień. Przedmioty, wizje jak figury geometrycznie i linia prosta – śmierć.”

Nie lubię poranków, które przypominają pobrzękiwanie blaszanego wiadra, natrętnie zachęcające do wstawania. Takie poranki nie są dziełem bożym. Nie da się w nie wślizgnąć, jak w suknię ze śliskiego jedwabiu, a mieniący się tren nie zatrzepocze z tyłu.”

„Rozczarowanie jest jak chmura czadu.
Nie pozwól, bym żyła z wiecznym bólem głowy!...”

„I w krzyku i w łzach tkwi cięższa niż kamień wiedza: wszystko jest sprawiedliwe i nieodwołalne.”


„Świat tylko udaje, że jest zdrowy i racjonalny. Nawet w reklamie lakieru do włosów czai się jakiś zboczony horror.”

„O, pyszny Szatanie!...
Po co stworzyłeś telewizor?...
Żeby zakpić sobie z Boga, z klasycznej muzyki aniołów i tajemniczego pisma Galaktyki, nie mówiąc już o człowieku?...”


„A czym jest literatura i jaki okres jednoczy wszystkie pory roku – tego nie wiem. Wątpię, czy ktokolwiek inny to wie. Nawet w świecie astralnym.”

4 komentarze:

  1. jestem dziś pierwszy raz na Twoim blogu i coś mi się zdaje, że zakomentuje go na śmierć :) a to dlatego, ze co rusz odkrywam tu książki, które już czytałam, często dawno temu a ktore utwkiły mi w pamięci lub stały się ważne. a Tu Gwiazdy... też są. pamiętam, że ta książka wydała mi sie miękka, bardzo pobudzająca wyobraźnie, momentami przytulna jak chociazby we fragmencie z piszczącym aniołem :) pamiętam tez aksamitne światła wsi ktore migotały gdy ona wracała późno... - chyba jakos tak to było:)

    OdpowiedzUsuń
  2. to miło, komentuj ile wlezie, ale nie umieraj, proszę :)
    "przytulna" - to idealne określenie, miła, ciepła, dziecięca, choć dla dorosłych

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nawet mogę się odważyć na stwierdzenie, że "Gwiazdy..." należądo moich ulubionych książek. Trudno mi określić, dlaczego tak. To przenikanie się rzeczywistości i hm, innej rzeczywistości, tej wyobrażonej... tylko która jest tu bardziej rzeczywista?
    Co do Bułhakowa - nie wiem, czy byłby dumny, ale końcówka "Gwiazd..." moim zdaniem wskazuje na to, że autorka się Bułhakowem inspirowała :)

    Czytałam tę książkę akurat w czasie, kiedy - rok po maturze, za drugim podejściem - udało mi się dostać na dawno wymarzoną polonistykę. I to "Wstąpiłam! Wstąpiłam!" głównej bohaterki, która po raz drugi zdawała egzaminy na studia, utkwiło mi w pamięci najbardziej, chociaż oczywiście nie tylko. Głupie to i sentymentalne przeokrutnie, ale "Gwiazdy..." są mi bardzo bliskie, kto wie - może właśnie dlatego?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Andziowa, sentymentalne jak najbardziej, ale na pewno nie głupie. Każdy z nas znajduje w książkach cząstkę siebie i nie ma się co dziwić, że akurat ten moment tak wyraźnie zapamiętałaś, a książkę tak polubiłaś. Ze mną jest podobnie, największą sympatią darzę bohaterów, z którymi się utożsamiam.
    Cieszy mnie, że "Gwiazdy..." należą do Twoich ulubionych książek. Nie znam raczej ludzi, którzy by je w ogóle kojarzyli. A szkoda, gdyż jest to szczególna książka dla tych, którzy mają odwagę bujać w obłokach. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.