czwartek, 4 lutego 2010

„O kotach” Doris Lessing

Prószyński i S-ka, Warszawa 2008

„Jeśli ryba jest ruchem opływającej ją wody, uformowanym w jej kształt, to kot jest wykresem i wzorem odciśniętym w łagodnym powietrzu.”

       Bardzo chciałabym napisać o tej książce same dobre rzeczy, ale niestety to niemożliwe. Sięgałam po nią z wielkim podekscytowaniem (mój świąteczny prezent), by sparzyć się już na samym początku. To, co Doris Lessing przedstawiła na pierwszych stronach, nie zachęca do dalszej lektury. Czytamy o kotach na afrykańskiej farmie, których los jest bardzo daleki od whiskaswych kanapowców. Nie sposób zliczyć włochatych trupków – istny koci holokaust.
       Odpychało mnie nie tyle okrutne życie tych kotów, co beznamiętny opis autorki. Rozumiem, że w takich okolicznościach człowiek musi stać się obojętny, ale te pozbawione emocji relacje strasznie mnie zirytowały. Dla przykładu: „Jeśli zachorowały i nie wyzdrowiały w ciągu kilku dni, były likwidowane.” Może przesadzam, bo rozczulam się nad każdym stworzeniem, ale odnosiłam chwilami wrażenie, że czytam zapiski z filmu przyrodniczego.
       Nie byłabym sobą, gdybym nie skrytykowała kolejnej rzeczy. Mianowicie, jak to możliwe, że autorka, która już jako młoda osoba napatrzyła się na setki bezsensownych śmierci kotów, nie stała się gorącą zwolenniczką kastracji? A wręcz przeciwnie. Sama ma je na sumieniu i jednocześnie, jakby nigdy nic, dopuszcza do kolejnych ciąż.
„Mały był śliczny, ale wcześniej uzgodniłyśmy, że nie będziemy się zbytnio przyglądać kociętom, nie pozwolimy sobie na zachwyt tymi żywymi strzępkami życia. (...) Zrobiłyśmy to. Okropieństwo! Potem we dwie poszłyśmy z latarkami w pole i moknąc w padającym deszczu, wykopałyśmy dołek. Zakopując cztery martwe ciałka, przeklinałyśmy matkę naturę, siebie nawzajem i życie...- cywilizacja odniosła jeszcze jedno zwycięstwo.” – Czy dla autorki cywilizacja, to ludzka ingerencja w postaci wyeliminowania nadmiaru żywych osobników? Przecież to barbarzyństwo, a nie cywilizacja. Cywilizacja wymyśliła coś takiego, jak sterylizacja kotek. Nad czym ten płacz? Nie byłoby tej małej zagłady, gdyby to niechciane życie nie powstało. Czy choć jedno stworzenie by cierpiało?
       Tymczasem mamy ciążę za ciążą. Małe wiszą przy sutkach, a autorka wypuszcza matkę na „seks”. Tak, tak, według Noblistki koty uprawiają seks niczym ludzie, a sterylizacja/kastracja pozbawia je tej jakże ekstatycznej przyjemności. W jednym miejscu D. Lessing wspomina, że kotka po sterylizacji nabrała staropanieńskich nawyków (sic!) i była nieszczęśliwa po operacji przez kilka miesięcy...
„No tak: miał teraz pod ogonem krwawą ranę, a zamiast futrzanych kulek wisiały mu puste woreczki. (...) Decyzja o pozbawieniu kota jego „klejnotów” jest złem, a gadanie o zdrowym rozsądku nie zmniejsza zasadniczej winy: ten kot przestał być kotem w takim stopniu, jak przed zabiegiem – i to ja mam go na sumieniu. Długie, pełne wyrzutu spojrzenie, nieme pytanie: DLACZEGO? Dlaczego, przecież jesteś moja przyjaciółką?” – Ręce mi opadły! Kastrowałam koty, sterylizowałam kotki – nie mieli do mnie ani razu pretensji. Wszystkie były i są grzecznymi, mądrymi i szczęśliwymi dzieciaczkami.

       Gdyby cała książka napisana była tak, jak ostanie 20-40 stron – nie miałabym zastrzeżeń. Od tego miejsca czuć miłość. Dostrzegłam serce autorki i poczułam wspólną płaszczyznę, coś, z czym mogłam się w pełni solidaryzować. Tego brakowało mi od początku.
       Coś miłego? Zawsze zastanawiam się, gdy obserwuje moje gadające koty, na ile rozumieją własną mowę? Co chcą sobie przekazać, wydając przeróżnej skali miauuu? Sama słyszę nie raz, że ten dźwięk to narzekanie, inny jest z nudów, jeszcze inny z głodu lub na widok ptaszka. Mam na każdy z nich osobna nazwę. Dzięki D. Lessing znalazłam określenie na dotąd nieokreślony ton narzekania: przeklinanie :) „(...) zdarzało się, że go zabolało i wtedy klął, ale nie pod naszym adresem; była to skierowana w przestrzeń „wiązanka” starego wygi, który nie raz miał okazję do używania brzydkich słów.”
Albo
„Założono mu gips od kostki aż po udo. (...) Nadal klnąc, przeczołgał się pod spodem na drugą stronę – lewą, do swojego domniemanego przyjaciela. Nie było go pół godziny; widocznie musiał zameldować komuś – człowiekowi czy kotu – o swoim nieszczęściu.”

       Jakkolwiek surowa by nie była moja ocena tej lektury, i tak będę ją polecać wszystkim miłośnikom kotów. Doris Lessing przeżyła w towarzystwie kotów całe życie, a to szmat czasu na studiowanie ich natury, zwyczajów i indywidualizmu. Dlatego warto poznać koty D. Lessing: przywódców, poddanych, matki, nie-matki, kokietki i brzydule, zdrowe czy chore, ale zawsze piękne.

„Po całym życiu w towarzystwie kotów zostaje nam osad smutku, ale odmienny od tego, który winni jesteśmy ludziom. To połączenie żalu wywołanego kocią bezradnością i poczucia winy za cały rodzaj ludzki.”

„Czym zatem jest wdzięk? Dawno okazywana łaską, rozdawaniem tego, czym obdarzyła nas rozpuszczona matka natura. Ale jest w tym coś krępującego, coś nie do przyjęcia, jakiś zgrzyt, stajemy w obliczu niesprawiedliwości. Czy dlatego, że jedne stworzenia otrzymują znacznie więcej niż inne, muszą się tym dzielić? Wdzięk to coś dodatkowego, niepraktycznego, zbytecznego. Tak naprawdę to roztrwoniona energia.”

„Jeśli usiądziesz blisko kota, który cię dobrze zna, i położysz na nim dłoń, próbując dostosować się do rytmów jego życia, tak różnych od naszych, uniesie czasem głowę i pozdrowi cię miękkim, zupełnie wyjątkowym dźwiękiem. Daje w ten sposób do zrozumienia, że wie o twojej próbie przeniknięcia do jego egzystencji.”

7 komentarzy:

  1. Chyba się nie skuszę po tych początkowych opisach. Sama mam wysterylizowaną kotkę, nie mam poczucia, że zrobiłam jej krzywdę i chyba nie chcę czytać o zakopywaniu żywych kociąt.
    Podoba mi się określenie "przeklinanie". Moja Galinka, chociaż jest damą, czasami przeklina jak szewc;-)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet dama nie da sobie w kaszę dmuchać :) grunt to wyszczekanie, choć może raczej wymiauczenie?
    Wiem, że raczej to marne pocieszenie, ale te zakopywane koty były wcześniej utopione ;/
    Może kiedyś jednak się skusisz? Ja tam jestem mięczak, słabiutkie nerwy na takie historie.
    Poza tym jest trochę miłych wątków.

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie ja też jestem mięczakiem literackim, który w wieku prawie dwudziestu pieciu lat zaczyna baaardzo nieśmiało zbliżać się do półek z horrorami bo wcześniej się bał. A te topione i zakopywane kocięta chyba jednak nie są na moje nerwy. Chociaż jak się znam, to gdy zauważę Lessing w bibliotece, pewnie wezmę ją do domu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A te dwa kotki na zdjęciu to Twoje??

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje te dwa słodziaki, zakochana para :)
    Jestem pewna, że pewnego dnia w bibliotece się przełamiesz. Koło pewnych nazwisk nie sposób przejść obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie skończyłam "Odpowiednie małżeństwo" Doris i sama nie wiem, co myśleć o tej książce. Jak zwykle popełnie jakiś esej, ale jedno, co mnie zastanowiło w twoim pięknym wpisie, to te koty... od dziecka marzę, aby mieć ich trzy (dokładnie tyle) i za chiny mi to nie wychodzi. Ciągle tylko psy, psy i jeszcze raz psy. Fakt, kocham wszystkie zwierzęta, ale w pewnym kręgach mówi się o "rakach" [czyli o mnie, astrol.] że są też postrzegane jako koty, stąd moja nimi fascynacja a jednak ciagle nie daję rady spełnić swojego marzenia.
    Pardon za słowotok myślowy, taki bez ładu i składu... w każdym razie książka, którą opisujesz również znajduje się na mojej liście do przeczytania i ciągle-tak samo-nie daję rady. Niepojęte! Może Ty znasz tego przyczynę?

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też zawsze marzyłam o kotach, dopiero na studiach odważyłam się przygarnąć kociaka, a to z prostej przyczyny. Mieszkając z dala od domu i mojego ukochanego, kilkunastoletniego, ślepego psa, tęskniłam za zwierzakiem. A że z kotem nie trzeba wychodzić, w pociągu w transporterku itp. udogodnienia, to się skusiłam. Jak się zacznie spełnić to marzenie, to nie można przestać. Myślę, że musisz się przełamać. Gdybyś poszperała po stronach z kocimi adopcjami, to serce by Ci zmiękło. Jest tyle pięknych sierot to opieki, że serce się kraja. Gdyby nie marny metraż mojego mieszkania, miałabym ich z kilkanaście :D Przeczytaj "O kotach" D. Lessing, może to Cię zmobilizuje. Powodzenia w spełnianiu marzeń :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.