poniedziałek, 7 czerwca 2010

„Dziecko ciemności” Graham Masterton

Wydawnictwo Prima, Warszawa 1999

- Śnisz.
- I co z tego? Co złego w snach?
- Nic... kiedy śpisz.

       To mój pierwszy horror i raczej ostatni. Postanowiłam otworzyć klapki na oczach na trochę odmienną literaturę niż do tej pory i... pożałowałam. Wybór padł właśnie na „Dziecko ciemności”, gdyż akcja ma miejsce w Warszawie. Gdyby nie to, plus wątki z polskiej historii oraz dostrzeganie naszych narodowych wad i zalet (choć w sposób nieudolny i często przesadzony), książka byłaby dla mnie totalną miernotą, a może jednak jest?
       Rzecz dzieje się w stolicy, w dość krótkim czasie, ale wydarzenia poprzedzające pasmo tajemniczych morderstw sięgają Średniowiecza. Policja odnajduje denaty bez głów lub poszatkowane ciała ofiar, które w żaden sposób nie można ze sobą powiązać. Różnią się płcią, zawodami, wykształceniem, statusem materialnym itd. Zagadkę na własną rękę próbują rozwiązać: młoda i piękna Sarah oraz podstarzały komisarz Rej (mamy też Matejkę i Konopnicką sic!). Oczywiście, bo inaczej być nie mogło, trzeba przebrnąć przez scenę soczystego seksu, którą można by z czystym sumieniem dołączyć do tandetnego pornosa.
       Po co czytałam dalej? Ano już tak mam, że jak zacznę, to - choćbym skręcała się ze złości - dokończę czytać. Poza tym, w pewnym momencie zaciekawił mnie motyw historyczny nawiązujący do Powstania Warszawskiego. Okazuje się bowiem, iż ofiary odnajdywane w kanałach, w których – jak wiadomo – poruszali się AK-owcy, są potomkami tychże. Dość interesujący pomysł, miło że angielski pisarz odniósł się do naszych dziejów. Niestety wszystko to odchodzi na dalszy plan przy przytłaczających nieścisłościach i lukach. Wyszedł klops i to mocno niestrawny.
       Czytając, odniosłam wrażenie, że to scenariusz do kiepskiego amerykańskiego horroru. Czy macie tak, ze wiele razy zastanawialiście się dlaczego nie zapalają światła, gdy się boją, a gdzieś się szwendają? Dlaczego w ogóle robią te różne niedorzeczne rzeczy? Tutaj młody dziennikarz zapuszcza się w śmierdzący kanał, bo z odległej ulicy słyszy głos przypominający dziecko, ta! Nie ma pomysłu, broni ani instynktu samozachowawczego. No i traci głowę. Innym razem kobieta, zamiast dzwonić na policję, przepędza sprzed drzwi kamienicy dudniącego w nie złoczyńcę. Gdy ten jej robi ultra kuku przez otwór na listy, sąsiad udzielający pierwszej pomocy stwierdza, iż otworzy drzwi i wyjdzie na zewnątrz, by poczekać na karetkę! Kolejna głowa turla się. Później jest jeszcze gorzej, bohaterowie podejmują absurdalne kroki, pojawiają się w miejscach, w których nie powinno ich być, mówią durnoty, że aż krew zalewa, czasami chciałam wyrżnąć książką w ścianę :/
       Dawno nie czytałam tak naciąganej akcji. Całość jest niewiarygodna i nieprawdziwa jak twierdzenie autora, że Żwirko i Wigura przelecieli kulę ziemską. Choć świadomość, że Masterton poznał topografię Warszawy i pisał z mapą, jest urocza. Ale to za mało. Usilnie odradzam.

18 komentarzy:

  1. Nie lubię Mastertona. Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl to : "dziwny" :].

    I horrory to też raczej nie mój typ, ale czasami lubię :) CZASAMI! :)

    Koontz też tworzy historie nie z tej ziemi, ale one są przynajmniej jakieś takie przyjemniejsze, jeśli tak można to ująć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz już wiem, że to nie jest mój typ. Choć może zabierając się za Mastertona, zaczęłam od - że tak powiem brzydko - du.. strony :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli o horrory chodzi, to ja stawiam na Stephena Kinga. Z Mastertonem jeszcze nie miałam styczności, ale mam ochotę na jego "Kostnicę" :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Paulino, ale u Ciebie na blogu krwisto :)
    Niezmiernie się cieszę, że wśród moli książkowych są tak młode i zakochane w książkach osoby. Pozdrawiam również!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj niedobrze, niedobrze... W sensie, że od kiepskiej książki tego autora zaczęłaś. Ja swoją przygodę z Mastertonem zaczynałam od "Manitou" i od razu się zakochałam. Dlatego nie mogę się zgodzić z Tuchą... Koontz jak dla mnie jest zbyt brutalny, w dość perfidny, sadystyczny sposób. Dobrze to widać w jednej jego książce (niestety nie pamiętam tytułu, bo dawno temu to czytałam) ale akcja skupiała się na pewnym Golemie. Natomiast Masterton wywodzi się ze starej ligi, najbliżej mu do Kinga. Tak więc dobrze wspominam przygodę z Mastertonem, jedynym znanym pisarzem horrorów, którego żoną jest niejaka Wieśka ;] Temat tej książki narodził się w głowie pisarza właśnie pod wpływem żony... Ale kierując się opisem też nigdy bym się na nią nie skusiła. Nie ty pierwsza zauważyłaś jej braki.

    Pozdrawiam ciepło i serdecznie, i dziękuję za moc miłych słów, pokrzepiających, w herbaciarni... :) Doceniam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma za co :*
    To właśnie ta Wieśka mnie zachęciła i zmyliła mocno :/ Jeżeli jeszcze kiedyś sięgnę po jakiś horror, to tylko kierując się dobrymi opiniami moli książkowych. Mam nauczkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeżeli mogę zasugerować, to zaczęłaś naprawde fatalnie. Raz, że od Mastertona, który (Anhelli musisz mi wybaczyć) miernym pisarzem jest, awśród jego książek ta konkretna do wybitnie kiepskich należy. Dobrych horrorów jest masa i niekoniecznie tylko King.

    mam nadzieję, że jednak nie zakończysz na tej pozycji swojej przygody z gatunkiem
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę, kolejny głos wstawiennictwa za horrorami. W takim razie nie przekreślam gatunku, skoro błąd tkwi w moim wyborze. Dziękuję Cedro za wizytę, szukając następnym razem książki grozy poczytam Twoje opinie.
    pozdrawiam również

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja miło wspominam przygodę z Mastertonem. Zaczęłam bodajże od "Muzyki z zaświatów" i jestem pewna, że na tym nie koniec, choć teraz wiem też, że nie sięgnę po książkę opisaną przez Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dominiko Anno, nie sięgaj! Widzę, że naprawdę zaczęłam od fatalnej książki, skoro opinie na temat autora są nawet przychylne :/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ tu kolorowo :) Mrauuu, chciałoby się rzec :) Znam ten szablon, ale nie miałam nigdy odwagi taki użyć, jest taki optymistyczny... :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja tam Mastertona lubię, ale może dlatego, że lubię ogólnie czytać horrory ^^ U Mastertona lubię to, że często sięga po różnego rodzaju mity i legendy, które gdzieś zasłyszał itp. :) Czasem można się ciekawych rzeczy dowiedzieć :) Zresztą poznałam go osobiście w tamtym roku i jak Tucha napisała sam osobiście jest dziwny, ale niesamowicie charyzmatyczny. Mimo to trzeba lubić ten gatunek powieści, by polubić Mastertona ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Anhelli, właśnie dlatego się na niego zdecydowałam, optymizm to mój towar deficytowy, więc choć szablon będzie w pełni radosny, może mi się udzieli :) Poza tym pogoda za oknem nieadekwatna w pełni do czasu. Trochę jestem tym zawiedziona, zatem lato będzie tutaj, a jak!

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Pandorciu, nie wiedziałam o tych mitach i legendach. Ciekawe, czy "Dziecko ciemności" też się na nich opiera?
    Dziękuję za wizytę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie czytałam tej powieści, więc nie mogę Ci dokładnie powiedzieć ;) Mnie najbardziej chyba się podobała (i najbardziej mnie przeraziła) jego powieść pod tytułem "Zaklęci", więc może następnym razem sięgnij po nią? :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. hmm tak mnie wszyscy ładnie zachęcają, że spróbuję jeszcze raz się z Mastertonem polubić :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Grunt to pozytywne myślenie - i nie jest to wcale przereklamowany slogan, tylko szczera prawda!

    Pozdrawiam serdecznie i tęczowo :P

    OdpowiedzUsuń
  18. prawda, prawda, tylko żeby to było łatwe :/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.