poniedziałek, 19 września 2011

„Regulatorzy” Stephen King

       Panie i Panowie, poległam. Poddałam się. Moja molowa zasada została złamana. Zawsze powtarzałam sobie: jak zaczęłaś, to czytaj, czytaj, choćby nie wiem co. Nie dałam rady. Szkoda mi już czasu na takie rzeczy.
       Sam początek i tyle trupów, tyle krwi... I jeszcze biedne, autystyczne dziecko. Uwzięli się na te chore dzieci czy jak? Dlaczego kojarzą mi się ze strachem? Podobnym jaki ogarnia człowieka na widok złowieszczo śmiejącego się klauna tudzież zimnej lalki z wielkimi, czarnymi oczami, której żadne normalne dziecko nie odważyłoby się przytulić.
       Dobiłam do setki, gdy poczułam, że tracę czas. Walczyłam jednak ze sobą i ostatecznie zrobiłam rzecz karygodną, którą ostatnio uczyniłam razem z moją mamą w III klasie Podstawówki, gdy wieczorem dzień przed pierwszym sprawdzianem z lektury fotograficznie ogarniałyśmy "Awanturę o Basię". Mama zła, ja zapłakana, skarcona. Przy "Regulatorach" omijałam co nudniejsze fragmenty, przystawałam, gdy coś wzbudziło moją ciekawość. Tak dobiłam do końca z nieczystym sumieniem, lecz poczuciem, że - do licha - wszystko co trzeba wiem, a książkę należałoby okroić o połowę i nic by nie straciła. Cóż, interesujący pomysł na książkę, trochę zaprzepaszczony. Niepotrzebne wątki, głupie dialogi i denerwujący bohaterowie.
       Przeczytałam gdzieś, że niemalże do końcówki czytelnik nie wie, co zmieniło sielankowe życie mieszkańców amerykańskiego miasteczka w koszmar. Dziwne, ja wiedziałam to już po kilkudziesięciu stronach, potem nic mnie już nie zaskoczyło. Nie jestem jednak odosobniona w swojej krytyce, nawet wśród miłośników Kinga są tacy, którym "Regulatorzy" nie przypadli do gustu. Nie polecam więc, choć kto wie, może wam się spodoba.

7 komentarzy:

  1. King czasami przynudza:)
    Przyzwyczaiłam się do tego, ale jego przeciwnicy, często przekładają argument, że wystarczy przeczytać 50 ostatnich stron, aby zrozumieć fabułę i przy okazji nie zanudzić się na śmierć.
    Mam szczęście, bo King mnie jeszcze nie zawiódł, ale tą książkę sobie odpuszczę na wszelki wypadek :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedronko, w "Regulatorach" King mnie aż tak bardzo nie znudził, dzieje się sporo, sęk właśnie w tym, co się dzieje - to mnie denerwowało. Co innego było w "Bezsenności", tam były takie spowolnienia akcji, że można było spokojnie przyciąć komara. :) Cały czas mam jednak wielką chrapkę na twórczość Króla, następna w kolejce czeka już "Misery".
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Regulatorów" czytałam dawno temu i nie pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiła ta książka, chyba najwyższa pora sobie przypomnieć :)
    Osobiście Kinga uwielbiam i jak na razie "Misery" jest moją ulubioną powieścią tego autora (chociaż też czytałam ją ładnych kilka lat temu i może teraz odebrałabym ją zupełnie inaczej?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Katee, może wcale nie warto sobie przypominać. Skoro nie pamiętasz, to znaczy, że nie było warto. Dziękuję za kolejną pozytywną opinię o "Misery", mam nadzieję, że się nie zawiodę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja jednak kiedyś ją przeczytam, bo bardzo lubię Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hihihihi..... Steph tak ma, wyżywa się na samym sobie z okresu dzieciństwa, bo był popychadłem i ogólnie miał zeza intelektualnego. Mam dokładnie to wydanie na półce i w sumie, jedna z lepszych pozycji Kinga, choć nie naj, ale lubię. Także nie ma co się zrażać.... Mnie za to "Misery" wynudziło, nie trawię sfrustrowanych, znerwicowanych bab ;] Za bardzo przypominają mnie, kiedy patrzę w lustro. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż widać również i mistrz gatunku może mieć gorsze książki
    http://mojportret.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.