poniedziałek, 26 listopada 2012

„Tysiąc drzewek pomarańczowych” Kathryn Harrison

„A jeśli bycie aniołem łączy się z niewyobrażalnym smutkiem - tyle miłości i brak ramion, aby kogoś przytulić?”

„...każda matka jest matką Boga. Dowiaduje się o tym, kiedy kołysze swoje dziecko i dostrzega, że świat nie odbija się w jego oczach, lecz zawiera się w nich bez reszty. Matka dotyka boskiej twarzy i czuje to - bożą miłość. Nie jakąś namiastkę, przeczucie, niedoskonałą kopię, lecz najprawdziwszą miłość.”

       Kiedyś już wpadła mi w ręce książka tej autorki, była dość przeciętna, dlatego tym razem się zbytnio nie nakręcałam na coś wyjątkowego. A jednak Kathryn Harrison zaserwowała mi smakowitą podróż literacką.
       Rzecz dzieje się w XVII - wiecznej Hiszpanii w czasach, gdy Kościół Katolicki i królewskie dynastie dopuszczały się rzeczy, za które powinny się palić ze wstydu, a ciemne masy ludzkie upajały się rozrywkami rodem z horroru, typu publiczne kamienowanie, wieszanie tudzież torturowanie czarownic. Bohaterkami są rówieśniczki Maria Luisa de Bourbon, bratanica Króla Słońce Ludwika XIV, zarazem żona króla Hiszpanii Carlosa II oraz pochodząca z nizin społecznych Francisca de Laurca, córka hodowcy jedwabników. Z pozoru sobie obce, tak dalekie. Ich losy połączy jednak wiele wspólnego. Będzie w tym to, co dobre i piękne, jak choćby bezgraniczna miłość do matki czy tęsknota za dzieciństwem, kiedy wszystko było beztroskie i łatwe. Ale także to, co smutne i rozczarowujące, jak macierzyństwo lub związki z mężczyznami, które nie ułożyły się po ich myśli. Choć dla niektórych najciekawszy byłby bulwersujący romans Francisci z księdzem, pełen pasji i namiętności, to we mnie najwięcej emocji wzbudziło żałosne małżeństwo Marii z królem Hiszpanii. Olaboga, co to była za łajza! Infantylny, chorowity, od dziecka przyssany do kobiecego cycka. Kto przy zdrowych zmysłach popija z filiżanek jeszcze cieple ludzkie mleko? Do tego bojaźliwy, zabobonny, otoczony relikwiami i zacofany jak tępy lud łasy na krew czarownic. Nie dziwota, że ta oferma (nie umiejąca trafić w kobietę) zakończyła panowanie Habsburgów w Hiszpanii, zostawiając po sobie pusty, bezpotomny tron.
       Co prawda nie mam pewności, co do wiarogodności wszystkich podobnych, szokujących rewelacji, gdyż sama autorka przyznaje, że puściła wodzę fantazji, ale za to jaka wyśmienita opowieść wyszła spod jej pióra!
       „Tysiąc drzewek pomarańczowych” nie jest zatem świadectwem historycznym. To przede wszystkim poruszająca historia dwóch kobiet, pokazująca, że dobre urodzenie nie gwarantuje szczęścia i pomyślności. Nawet francuska księżniczka, królowa Hiszpanii może podzielić marny los uwięzionej w lochach inkwizycji czarownicy.

3 komentarze:

  1. Hop hop, Agatoris! Zapraszam Cię do blogowej zabawy, znajdziesz u mnie kilka pytań do Ciebie, które mam nadzieję okażą się interesujące. Jeśli tylko znajdziesz chęć i czas, będzie mi miło. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę tę czytałam dobre kilka lat temu, jednak do dziś nie mogę zapomnieć wrażenia, jakie na mnie wywarła
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, wrażenia po tej lekturze pozostają na długo...
      :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.