środa, 23 stycznia 2013

„Wielki Gatsby” Francis Scott Fitzgerald pożegnanie

“Żaden ogień, żaden niepokalany blask czystości nie dorównuje temu, co człowiek może nagromadzić w głębi swego serca.”

       Skonsumowałam, zasmakowałam, polizałam, połknęłam, pochłonęłam, pożarłam z apetytem. Mniam! Nie ważna zarwana noc, podpuchnięte oczy i pąsy na policzkach. Warto było. :) Teraz, gdy już ochłonęłam, zastanawiam się, co w tej książce tak bardzo mnie wciągnęło? Gdybym wcześniej wiedziała, o czym jest, że jakieś tam romanse, damsko-męskie gierki, pewnie mój zapał byłby podświadomie tłumiony. Tymczasem, mając w głowie tabula rasa, byłam jak dziecko prowadzone za rączkę przez narratora. Nie wiedziałam, co mnie czeka, tylko posłusznie, coraz szybciej przewracałam kartki i nie mogłam się doczekać, co będzie dalej. Czułam, że to nie jest kolejna romantyczna historia z banalnym happy endem i pierdzieleniem o motylach w brzuchu. Tylko oryginalne ukazanie miłości jest w stanie mnie zainteresować.
       Narrator, jako naoczny świadek, stopniowo buduje napięcie, powoli zdradzając tajemnice swojego dziwnego sąsiada, który ciekawi i intryguje. Kim jest Gatsby? Skąd jego gigantyczna fortuna? Odziedziczył? Czy naprawdę kogoś zabił? Skąd jego potworna rozrzutność? A może, po co?
       Gdy dostajemy odpowiedzi na te pytania, okazuje się, jak zawsze, że wszystkiemu winne baby. Ach, te baby! Oczywiście żartuję, bo to nie pierwsza bajka o tym, jak to pani doprowadziła do zguby pana. Ja chyba lubię pastwić się nad głupimi gąskami typu Izabela od Wokulskiego tudzież Dora Dawida Copperfielda.

       „Wielki Gatsby” to przede wszystkim bardzo klimatyczna książka, wprowadzająca w charakterystyczne lata 20-te XX wieku w USA. Jeszcze dobitniej można skosztować tej atmosfery w filmie, który dopracowany jest w najdrobniejszych szczegółach do perfekcji. Aktorzy mówią dosłownie te same kwestie, co zdania w książce, otoczeni są tymi samymi rekwizytami, a sceneria to istny majstersztyk. Widoki, budynki, samochody, kostiumy, rozbrykane kobiety, których nogi na parkiecie tworzyły cuda. Słusznie film został obsypany wieloma nagrodami, w tym Oscarami. No i jeszcze jedno, czuć, że maczał w tym palce Francis Ford Coppola.

       Niniejszym chciałam poinformować duszyczki, które tu jeszcze zbłądziły, że jest to moja ostatnia recenzja. Od dawna nosiłam się z zamiarem skasowania bloga, który od roku obrasta kurzem wśród moli książkowych, z których zostałam i tak mimowolnie wyrzucona. Nie zniszczę jednak wszystkiego, co dość długo płodziłam. Google sprowadza tu surfujących czytelników, może komuś się przyda moja radosna twórczość.
       Nie pojawi się od teraz nic nowego, dlatego, jeżeli ktoś ma mnie jeszcze przypadkiem w linkach, niech mnie z nich wyrzuci. Zostawię sobie ten „mój pokój”, by od czasu do czasu wrzucać okładkę z lakoniczną oceną od 1 do 6 na temat danej książki, może jakieś cytaty. To tak tylko dla mnie, ku pamięci.

PS Naia, przepraszam, że nie wzięłam udziału w Twojej zabawie.

9 komentarzy:

  1. Szkoda... Bardzo bardzo żałuję, bo lubiłam to miejsce... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Oleńko, dziękuję Ci za miłe słowa. :* Dobrze wiedzieć, że komuś podobał się mój blog. Obyś Ty wytrwała jak najdłużej w pisaniu. Mam taką nadzieję, gdyż Twój blog wśród rozwijającej się lichoty jaśnieje dużą wartością. Pozdrawiam i życzę powodzenia. :)

      Usuń
    2. Dziękuję Ci za miłe słowa, sama także życzę sobie tej wytrwałości i czasu.
      A może po prostu potrzebowałaś dłuższej przerwy, potrzebujesz nadal i chęć do pisania powróci? Może jakaś zmiana kosmetyczna? Daj sobie czas i nie przejmuj się żadną presją pisania na wyścigi.

      Uściski!

      Usuń
    3. Oj, wątpię, by mi się odmieniło, czas tu nic nie zmieni. Pisanie nigdy nie było moją dobrą stroną. Zawsze wolałam czytać, uwielbiam czytać i przy tym teraz zostanę. Całe szczęście to się nigdy nie zmieni. :)

      Usuń
  3. O nie! Nie lubię pożegnań. :( Strasznie szkoda, mimo wszystko mam nadzieję że jeszcze kiedyś się skusisz, bo nie sposób się z Tobą zgodzić, że pisanie nie jest Twoją mocną stroną. Twój blog był jednym z tych, które wprowadziły mnie w książkową blogosferę, mam do niego sentyment i zawsze mi się tu podobało.

    A swoją drogą to dosyć znamienne, że akurat "Wielki Gatsby" trafił Ci się na koniec. Cała ta książka kojarzy mi się z taką atmosferą końca, rozpadem, jakimś odejściem pewnej epoki... a może plotę bez sensu, czytałam dawno, bazuję na strzępkach wrażeń.

    Czy Twój mail w profilu jest aktualny? Można kiedyś napisać jakiś liścik, czy raczej wolałabyś nie?
    Co do zabawy oczywiście się nie gniewam. ;) Nie gustuję w tych łańcuszkach i trochę przez siłę tym razem wzięłam udział, więc rozumiem, nie biorę do siebie, drobnostka.

    Trzymaj się ciepło! I życzę wielu wspaniałych lektur. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naia, naprawdę w pisaniu zawsze byłam słaba, przynajmniej tak twierdziła moja polonistka w liceum, przez co wychodziło mi to z trudem, ale cieszę się, że się z tym nie zgadzasz. :) A jeszcze bardziej, że masz sentyment do mojego blaga, o jak miło było to przeczytać. Chyba każda z nas, kiedy zaczynała, wprowadzała się w pisanie bazując na innych, lubianych blogach. Też mam takie.
      Co do Gatsby’ego, bardzo ciekawe spostrzeżenie, muszę Ci przyklasnąć, bo nie przyszło mi to do głowy. Faktycznie w sam raz na koniec. Rozpad i koniec pewnej epoki.
      Tak, mail jest aktualny, powiązany z blogiem, więc czasami sprawdzam skrzynkę. Możesz oczywiście pisać. Dobrze, że się nie gniewasz za łańcuszek. :)
      Pozdrawiam i życzę dużo ciepła w serduszku w te mroźne dni :)

      Usuń
  4. Również żałuję :) Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam nowy wpis. Czyżby znudziło Ci się pisanie czy już nie potrzebujesz tego typu uzewnętrzniania się? ;)
    A mnie "Wielki Gatsby" zawiódł. Oczekiwała czegoś więcej, chyba bardziej złożonych portretów psychologicznych... Ale cenię tę książkę za oddanie atmosfery jazzowej Ameryki.

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Inez! :) Co do pisania, po trosze pisanie mnie znudziło, po trosze zmęczyło. A najbardziej, tak jak napisałaś, przestałam odczuwać potrzebę uzewnętrzniania. Dodatkowo moje oczy nie są w najlepszym stanie, dlatego jak mam je już męczyć, to wolę poczytać, a forsowanie wzroku przed komputerem sobie darować. To już niestety konieczność. :/
      Masz rację, "Wielki Gatsby" świetnie przedstawia atmosferę jazzowej Ameryki, a film pod tym względem jest jeszcze lepszy.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.