niedziela, 12 lipca 2009

„Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" Dorota Masłowska

Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2006

Trochę komicznie, trochę tragicznie...
Narkotykowo-zjazdowe perypetie dwojga oszołomów, które wprawiły mnie w dobry humor na chwil kilka. Ten typ twórczości trzeba jednak lubić, by przebrnąć nawet przez 90 parę stron. W przypadku sztuki scenicznej, w roli Parchy wymarzyłam sobie Kubę Wojewódzkiego, zaś Dżiną mogłaby być Anna Mucha, choć może za ładna? Zatem może Frytka?

Kierowca: „Ja mówię: człowieku, jaka Dżina, co za Dżina znowu, co mnie obchodzi twoja żona jakaś Dżina? Tak się spytałem. Dla mnie to ona się może nazywać Doktor Queen, zabieraj mi ją stąd już, spieszę się, do roboty jadę, co tu się kurde flak dzieje?!...
Parcha: „Tak naprawdę ma na imię w dowodzie Pyralgina, a mówi każdemu, żeby mówili na nią Dżina. Peraliguina, Aspiryna, Kofeina to u nas tradycyjne rumuńskie imiona.”

Kierowca: „I mi pokazuje zęby, takie brązowe kołki niewyparzone, takie jak niedopałki, prawie pawia puściłem, jak można takie zęby mieć i jeszcze się ten, rozmnażać...

Parcha: „Panie, jak my powiemy w Rumunii, że tym jechaliśmy, to hooo. Krewni nam szałas podpalą z zazdrości. Seiczęto. To nie jest samochód, to jest religia.

Dżina: ”Niedobrze mi. Chyba rodzę. Dzwoń po doktora Lubicza.”

Parcha: „Ona nie ma odbytu.”
Kierowca: „Oczywiście, że nie ma...ale ja nic takiego nie sugerowałem...”
Parcha: „Dżina nie ma odbytu, ona nie jest taka.

Dżina: „(...) pieprzę się z różnymi takimi palantami jak ty, chociaż wcale mi się nie chce, po prostu idę do nich, bo chcę się przespać w spokoju, żeby nikt nie dał ryja nad uchem, jak się obudzę skacowana, wiesz, my mamy kawalerkę, siedemnaście metrów, jak ci ktoś pierdolnie jakimś czajnikiem albo garkiem nad uchem, to to nie są żarty na kacu, jak umierasz, a ci dziecko przyniesie pianinko do łóżka i zacznie napierdalać „jesteśmy jagódki”, „kokoszeczka ważyła jajeczka”...”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.