sobota, 30 maja 2009

„Do Amsterdamu” Michał Olszewski


Wydawnictwo Znak, Kraków 2003

Wśród wszystkich opowiadań tego zbioru pierwsze zrobiło na mnie największe wrażenie. Może dlatego, że „Sprawa rodzinna” na tle reszty różni się, wedle mnie, znacznie. Jest w niej pierwiastek optymistyczny, który trudno dostrzec w reszcie dość przygnębiających opowiadań. Choć wiele radości nie ma w historii zmarłej babci, to pewną dozę nadziei w tym całym syfiastym życiu budzi wyczyn bohatera, który, lekceważąc wszelkie zasady i despotyczną ciotkę Emilię, chce spełnić ostanie życzenie babci. To, mimo makabryczności sytuacji, budzi szacunek.

Moja uwagę przykuły poniższe fragmenty:

„Mam swój target, dążę do niego konsekwentnie, a wspomnienia i niespełnione marzenia z liceum są jak kula u nogi, krępują ruchy.”

„Znam tę drogę na pamięć, wszystkie szczególiki, dziesiątki zadupiastych stacyjek z powybijanymi szybami, jednym neonem, hasłami dobitnie precyzującymi, kto jest kim i dlaczego nienawidzi Widzewa (...) Wycieczki do miejsc, w których nie zdarzyło się i nie zdarzy się nic ważnego (...) Wycieczki do miejsc, gdzie nie docierają pogodni emeryci niemieccy, hałaśliwi Włosi, młodzież izraelska, nieodkrytych dla świata, jakże niesłusznie, wszystkich tych przestrzeni szarości, nudy, stref użytkowych, tyłów, poboczy, miejsc, gdzie kraj pokazuje swoje pryszczate plecy.

„Polska to jest potwornie smutny, szary kraj, rozjebany przez komunistycznych architektów, zarówno tych od budynków, jak i tych od dusz, a jedyne czego można się tu dorobić w szybkim tempie, to wrzody na żołądku. I obaj chcemy tu zostać. Szaleństwo, tym bardziej że Judymami nie będziemy.”

„U większości kierowców zawodowych nie wiadomo czemu sperma zamiast krwi w mózgu krąży, może od wibracji silnika to podniecenie wchodzi im w lędźwie.”

„Lubił jeść, myśleć o jedzeniu, myśląc, jeść, jedząc, myśleć, żreć, konsumować i wchłaniać, najlepiej z włączonym telewizorem przed oczami. Rozparty wygodnie w fotelu pstryknął pilotem i rozpoczął świętowanie.”

2 komentarze:

  1. Z literaturą polską jestem trochę na bakier, ale Michała Olszewskiego uważam za jednego z ciekawiej piszących autorów. Pisze ciekawie w sensie stylu, języka, rytmu itp. - od strony muzycznej języka. Jakoś tylko wydaje mi się, że historie, które opowiada są mało interesujące. W tym sensie to niespełniony talent, tak jak ja to widzę, ale z przyjemnością przeczytałbym jakieś jego opus magnum, gdyby się przyłożył i napisał takowe.

    Swoją drogą, kiedy czytam jak pisze, jakim to Polska jest szarym i smutnym krajem, od razu na myśl przychodzi mi szarość literackiego krajobrazu. Dlatego jest w tym, co pisze jakiś tragizm - pomstuje i lamentuje nad szarzyzną pisarz, który może chciałby być kolorowy, ale jakoś nie może. I literatura, która chciałaby, ale też nie może.

    (Aż się nakręciłem.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację z tym tragizmem. Chociaż na temat polskiej literatury nie powinnam się wypowiadać, bo powiedzieć, że jestem z nią trochę na bakier, to zdecydowanie za mało. Czytałam tylko tę jedną książkę Michała Olszewskiego. Bardzo podobał mi się język (cytatów wypisałam sobie o wiele więcej niż tutaj), ale same opowiadania miejscami były nużące, a przede wszystkim z lekka dołujące. Ostatnio stronię od takiej szarzyzny.
    Miło, że się nakręciłeś :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.